14 czerwca 2015

Rozdział 17

Przepraszam za to, że taki krótki, ale po tym co się stało z Mickey'em, trochę odechciało mi się pisać :(
Dedyk dla Pauli i Croudlus Tofi. Pomińmy fakt, że Domi groziła mi zabójstwem.
,, I found you in my darkest hour ''


Jest coś co chciałbym ci powiedzieć,
Coś, co powinnaś wiedzieć.
Coś wypisane w gwiazdach na niebie,
Bo inaczej nie wyrośnie w glebie.
Coś o marzeniach, które się ziszczą,
Oraz twych oczach co się błyszczą.
Że miłość ma niepokonana,
Jak burza nieokiełznana*


Oto jaki sms dostałam dzisiaj o 5:30 rano. Fajna pobudka co nie? I to jeszcze numer zastrzeżony! Po prostu ubaw po pachy! W świetnym humorze ruszyłam do łazienki! (wyczuj sarkazm i ironię). Rozczesanie włosów i zostawienie ich rozpuszczonych zajęło mi jakieś 5 minut. Następnie ubrałam się w czarną sportową koszulkę, zwykłe jeansy i adidasy. Dzisiaj miało być, o dziwo, chłodniej, więc ubrałam czarną skórzaną kurtkę. Do tego zrobiłam delikatny makijaż i wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam poszukać w necie informacji na temat Sydney. Przebywałam tu już dłuższy czas, a nie wiedziałam o tym mieście praktycznie niczego. Pierwszą informacją jaka rzuciła mi się w oczy była opera. Od razu postanowiłam, że muszę się tam wybrać. Pewnie rodzice nie będą mieli dla mnie czasu, ale co mi tam. A no tak, zapomniałam. Przecież ja nie mam nikogo innego. Na tą myśl poczułam łzy w oczach, ale zaraz się opanowałam. Przyrzekłam sobie, że nigdy więcej i zamierzam dotrzymać obietnicy. Wyłączyłam laptopa i wstałam z krzesła. Do lekcji została mi godzina, więc wypadałoby wyjść już na przystanek. Chwyciłam w rękę wcześniej przygotowaną torbę i zeszłam na dół. Zamknęłam drzwi, a moim następnym celem był przystanek. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam sobie piosenkę Nickelback - Lullaby. Uwielbiam ich muzykę, a zwłaszcza ten utwór. Droga zajęła mi około 6-7 minut. Autobus miałam za 2, więc usiadłam na ławce. Z nudów zaczęłam przeglądać zdjęcia na telefonie. Z każdym kolejnym uświadamiałam sobie jak wiele spraw zostawiałam za sobą w Polsce oraz ile zyskałam w Sydney. Można powiedzieć, że wszystko co miałam w moim rodzinnym kraju, znalazłam tutaj. Można powiedzieć, że zamieniłam ,stare śmieci na nowe''. Patrząc na te zdjęcia zrozumiałam, że może i straciłam wiele, ale zyskałam dużo więcej. Mimo wszystko na moim telefonie roiło się od zdjęć moich z Alex, Issy oraz z chłopakami. Przy tych ostatnich się uśmiechnęłam. Może i czułam się przez nich skrzywdzona, ale coś we mnie kazało im wybaczyć. Jakiś głosik głęboko we mnie prosił o przebaczenie dla tej bandy optymistów. Jednak ja usilnie starałam się go ignorować. Mam strasznie złe wspomnienia z oszustami i wiem, że jeśli raz ktoś cos przed tobą ukrył możesz być pewny, że zrobi to znów. Moje przemyślenia przerwał przyjazd autobusu. Wsiadłam, skasowałam bilet i usiadłam na wolnym miejscu. Na szczęście o tej godzinie większość ludzi spała lub była już w pracy, więc nie było tłoku. Jechałam z głową opartą o szybę. W słuchawkach słyszałam pierwsze nuty Desperate zespołu Stanfour. Kolejna gwiazdka w mojej kolekcji muzycznej. Słucham wykonawców, których nie zna większość ludzi. A szkoda, bo zazwyczaj właśnie ci wykonawcy grają najlepszą muzykę. Pogłośniłam trochę i obserwowałam krajobraz za szybą. Szczerze? Czasami wciąż nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu jestem. Tu było zupełnie inaczej niż w Polsce. Wyższa temperatura, bardziej egzotyczna roślinność i deszcz ograniczony do minimum. U nas było chłodniej, mniej zróżnicowana roślinność oraz częstsze deszcze. Gdyby mnie teraz ktoś zapytał, który kraj bardzie mi się podoba, to szczerze mówiąc, nie wiem co bym wtedy odpowiedziała. Zakochałam się w Sydney prawie nie znając tego miasta, ale na pewno to nadrobię. Autobus zatrzymał się na moim przystanku, więc wysiadłam. W drodze do szkoły zadzwonił mi telefon.
- Halo? 
- Cześć Lilson. I jak tam w mieście słońca i upałów - nie musiałam się zbytnio natrudzić, żeby zgadnąć kto do mnie dzwonił. Tylko jedna osoba mówiła na mnie Lilson.
- Heja Jack. Pomijając fakt, że pan jestem idealny pod każdym względem przyczepił się do mnie, jak rzep do psiego ogona, to jest okey. A jak tam u was? - Jack Pieterson był jedną z nielicznych osób, które dobrze wspominam. Nie raz mi pomógł i vice versa. 
- Okey, tylko teraz brakuje nam tancerki na zawody. Widzisz skarbie co narobiłaś? Bez ciebie pewnie nie wygramy ogólnopolskich zawodów. Próbowaliśmy znaleźć kogoś na zastępstwo, ale ciebie nie da się podmienić ani zastąpić - na tę uwagę się zaśmiałam. Może i nie tańczyłam jak zawodowiec, ale wszyscy mówili mi, że cechuję się unikalnym stylem. Tak szczerze, to nie wiem o co im chodziło, ale nie zwracałam na to zbytnio uwagi.
- No cóż. Tak bywa.
- Wiesz. Jakbyś chciała wrócić na stare śmieci, ale nie chciałoby ci się przeprowadzać, to daj mi znać. Trochę czasu mi to zajęło, ale dokopałem się Bryana i powiedział, że jakbyś chciała, to chętnie cię przyjmą - zagryzłam nerwowo wargę. 
- Nie wiem czy jestem gotowa wrócić - powiedziałam lekko skrępowana. Może i minęło już dość dużo czasu, ale i tak wciąż nie byłam pewna, czy dam radę. Od mojego ,,wypadku'' bałam się wrócić i wątpiłam czy kiedykolwiek mi się to uda. 
- Rozumiem, ale wiedz, że jak coś to możesz na mnie liczyć - powiedział tonem starszego brata. W pewnym sensie był dla mnie właśnie nim. Zawsze się o mnie martwił. Mimo tego, że dzielą nas trzy lata różnicy wieku, to dogadujemy się jakbyśmy byli na równie. Jack zawsze powtarzał, że liczy się dojrzałość umysłowa, nie fizyczna, a ja zawsze się z nim zgadzałam.
- Okey. Muszę kończyć, bo dochodzę do szkoły - powiedziałam, gdy stałam prawie przed drzwiami budynku.
- Dochodzisz? - no tak. Zapomniałam dodać, że ten facet jest lekko zboczony.
- Weź się jo! Narka.
- Na razie mała - rozłączyłam się i weszłam do szkoły. Rozmowy z tym idiotą zawsze poprawiały mi humor. Gdy pokłóciłam się pierwszy raz na poważnie z rodzicami, poszłam właśnie do niego. Zresztą to był pierwszy i ostatni raz. Potem się pilnowałam, bo trzeba przyznać, że mój ojciec jak się wkurzy potrafi naprawdę głośno wrzeszczeć. Całą noc płakałam wtulona w ramię chłopaka, a on po prostu gładził mnie po włosach, słuchał i pocieszał. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się i ruszyłam do sali od biologii. Od początku coś mi tu nie pasowało, mianowicie to, że Issy stała po jednej stronie korytarza, a James i reszta po drugiej. Podeszłam do blondynki, która wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Coś się stało? - zapytałam stając obok niej. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami, w których widać było powstrzymywane łzy.
- A co się miało stać? - jej głos się załamywał i miałam wrażenie, że z całych próbuje się nie rozpłakać.
- Issy...
- James ze mną zerwał! Zadowolona?! - o co jej chodzi?
- Mogę wiedzieć dlaczego krzyczysz? - zapytałam zirytowana. Człowiek chce pomóc, a na niego krzyczą.
- Zerwał ze mną dla ciebie! - wręcz wrzasnęła i pobiegła w przeciwną stronę. Dla mnie?! Przecież to niemożliwe! Zerwałam z nim i raczej nie dawałam mu znaków, które miałyby znaczyć, że chcę do niego wrócić. Szybkim krokiem podeszłam do paczki znajomych.
- O! Cześć - Rose i Jassmine przywitały się ze mną przytuleniem, a chłopacy przybyli mi piątki. Wszyscy oprócz James'a, któremu nie dałam na to szansy.
- Co ty sobie myślisz? Że możesz tak po prostu bawić się czyimiś uczuciami?! - dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. Wszyscy oprócz oskarżonego patrzyli się na nas z niezrozumieniem.
- Lils, o co ci chodzi? - Chris jako jedyny odważył się odezwać.
- No, o co chodzi słoneczko - zapytał James z cwanym uśmieszkiem.
- O to, że wykorzystujesz dziewczyny - powiedziałam z jadem w głosie i popchnęłam go.
- Oj słoneczko, ależ to nic osobistego. Ona sama do mnie przyszła - na te słowa nie wytrzymałam i dałam mu w twarz. On zachwiał się i mi oddał. Patrzyłam na niego osłupiała, a po chwili mój wzrok zarejestrował jak poleciał na podłogę.
- Jeszcze raz ją tkniesz, a pożałujesz - wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Luke'a. Wyrażał on czystą furię, a ja musiałam przyznać, że w tamtej chwili bałam się go jak cholera. Chciał go uderzyć jeszcze raz, ale kątem oka widziałam jak Michael go powstrzymał.
- Wszystko okey? - Calum podszedł do mnie i próbował dotknąć mojego ramienia, ale byłam w za dużym szoku. Odsunęłam się jak oparzona i spojrzałam na niego, wielkimi ze strachu, oczami. Następnie mój wzrok przesunął się na Hemmings'a, który był uspokajany przez Ashton'a, Bałam się go jak diabli, ale starałam się tego nie okazywać. Paczka Olsona patrzyła się na to wszystko w osłupieniu. Chyba wciąż nie docierało do nich co tak naprawdę się stało. Luke chyba miał zamiar do mnie podejść, ale nie dałam mu na to szansy. Zaczęłam biec w stronę wyjścia. Słyszałam jak mnie wołał, ale się nie zatrzymałam. Nie potrafiłam. Za bardzo się bałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam na przystanek. Roztrzęsiona usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. To było dla mnie za dużo. To jak mnie uderzył. Wiedziałam, że James jest zdolny do wszystkiego, ale to zrobił...Wciąż to do mnie nie docierało. Nagle poczułam wibracje w kieszeni jeans'ów. Świetnie! Jeszcze tego brakowało!
- Halo?
- Co się stało?! Dlaczego płakałaś - uśmiechnęłam się przez łzy na głos chłopaka. On zawsze się o mnie martwił. Chociaż on.
- James - to jedno imię wystarczyło, żeby zrozumiał.
- Gdzie jesteś? - zdziwiłam się, bo nie wiedziałam po co mu ta informacja.
- Na przystanku niedaleko mojej szkoły - podałam mu adres, a on powiedział, że mam tak zostać i się rozłączył. Ja za to westchnęłam i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam Heartbreak Girl. Trzeba przyznać, że powoli staję się ich fanką. Uśmiechnęłam się lekko, bo to była troszkę absurdalna myśl z racji, iż przed chwilą jeden z nich sprawił, że byłam śmiertelnie przerażona. Moje przemyślenia przerwała biała Kia Optima, która zaparkowała na wysepce dla autobusów. Kompletnym szokiem była osoba, która wysiadła z auta. Podbiegłam do chłopaka i się do niego przytuliłam. On odwzajemnił ten gest i zaczął mnie uspokajająco głaskać po włosach. Ja tylko mocniej wtuliłam się w jego ramiona i bardziej się rozpłakałam. Po chwili pomógł mi wsiąść do samochodu i zajął miejsce kierowcy. Zaczął jechać w sobie tylko znanym kierunku, a ja wciąż płakałam. Wciąż bolało mnie to, że James mnie uderzył. Bolało mnie to, że zachował się jak ON. Po jakiś 15 minutach drogi auto się zatrzymało, a my wysiedliśmy. Zostałam zaprowadzona do jakiegoś pokoju, a chłopak usadził mnie na łóżku i powiedział, że zaraz wróci. Skuliłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Większość ściany na przeciwko mnie stanowiło lustro. Na przeciw łóżka była plazma, a na podłodze pod nią - trzy białe pufy. Obok nich był biały, wiszący fotel z jasno-niebieską poduszką. Po drugiej stronie stało białe biurko, a na nim czarny laptop. Cały pokój był czarno-biały i bardzo w stylu gospodarza. Zwłaszcza, że po bokach telewizora było dwóch tancerzy. Wciąż nie docierało do mnie, jakim cudem on tu jest, ale byłam mu za to wdzięczna. Poza tym chłopak chyba miał moce paranormalne, bo gdy tylko o nim pomyślałam, on wszedł do pokoju z tacą, na której stały dwa kubki z herbatą i moje ulubione, czekoladowe ciasta. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, a on postawił tacę na szafce nocnej i usiadł obok mnie. Od razu się do niego przytuliłam, a on objął mnie ramionami. Był moją opoką. Przy nim zawsze czułam się bezpiecznie i dobrze. Przy nim czułam się potrzebna.
- Co się stało? - zapytał z zatroskanym wyrazem twarzy.
- James...on... - nie potrafiłam tego z siebie wydusić. Mój przyjaciel to zauważył i złapał mnie delikatnie za brodę, po czym skierował mój wzrok w stronę swojej twarzy.
- Co on zrobił? - był poważny, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że to nie skończy się dobrze dla Olsona.
- Uderzył mnie - powiedziałam przez łzy, a chłopak tylko mocniej mnie przytulił. To był jego kolejny plus. Równie dobrze mógł teraz skoczyć na równe nogi i powiedzieć coś w stylu ,,zabiję tego...'', ale on wiedział, że to tylko pogorszyłoby mój stan. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, którą postanowił przerwać gospodarz domu.
- Wiesz, że mu tego nie daruje, prawda? - powiedział to spokojnie i bardzo się z tego cieszyłam. Ostatnie czego mi brakowało, to jego gniewny ton.
- Wiem, ale mogę cię zapewnić, że dostał już nauczkę i chyba ma złamany nos - powiedziałam cichutko, ale chłopak i tak to usłyszał.
- Od kogo? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
- Od...nie ważne - westchnęłam. Nie chciałam mu mówić o chłopakach, bo zaraz zacząłby zadawać pytania, a to nie jest dla mnie łatwy temat. Na szczęście on tylko pokiwał ze zrozumieniem głową i trzymał mnie w ramionach dopóki nie zasnęłam.



Hmm...Szczerze? Rozdział miał być dłuższy, ale po tym co stało się z Michaelem odechciało mi się chwilowo pisać. Po prostu...Ugh. Nawet nie umiem się wysłowić. W każdym razie część rozdziału wyszła chyba trochę ,,sztuczna'' i was za to przepraszam :( 
Tak czy siak, mam nadzieję, że z Mickey'em będzie wszystko okey. I wy chyba również. 
To...do następnego.


PS. Jeżeli lubicie czytać ff o 1D to zapraszam: Never Give Up
Opowiadanie wystartuje na początku września, ale wszystko jest już prawie gotowe. Gdy 20 czerwca dostanę zwiastun wszystko będzie zapięte na ostatni guzik :) Mam nadzieję, że przyjmiecie je równie ciepło jak Dance Is My Life 

8 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny jak zawsze mam nadzieje ze next pojawi się szybko ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż...Next w poniedziałek, a w wakacje niestety będzie rozdział na 2 tygodnie :(
      Ale cieszę się, że rozdział się spodobał :)

      Usuń
  2. Mimo że rozdział jest krótki to i tak super się go czyta. Cóż to za przyjaciel Lils? Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział tak jak poprzednie oczywiście, których nie skomentowałam, znowu ;o
    Z rozdziałami jednak jestem na bieżąco, a brak komentarzy to przez tego lenia za kołnierzem ^^
    Dużo weny życzę i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! I cudowny szablon główny *---*

      Usuń
    2. Dziękuje <3 Wciąż się uczę, ale chce żeby ten blog jakoś wyglądał :)
      Cieszę się, że ci się spodobał ;)

      Usuń

Twój komentarz da mi niesamowitego kopa i sprawi, że następny rozdział będzie dłuższy i lepszej jakości ;)
Na każdy komentarz odpisuje :)