29 czerwca 2015

Rozdział 20

Dedyk dla mojej klasy, której niestety pewnie już nigdy nie spotkam :(


Dzisiaj na początku mała zmianka :)
Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe XD
,, You Got Everything ''


~ Luke POV ~ 
( przepraszam za błędy, ale nie za łatwo pisać z perspektywy chłopaka po około 19 rozdziałach z perspektywy dziewczyny )

Stałem pod szkołą dobre 15 minut i czekałem, aż wyjdzie. Po tym co się wczoraj stało nie mogłem odpuścić. Nie mogliśmy jej stracić. Nagle usłyszałem śmiechy, więc podniosłem głowę. To co zobaczyłem, kompletnie zbiło mnie z tropu. Ze szkoły wychodziła Lily. Znaczy...to chyba była Lily. Bałem się, że po wczorajszym będzie, delikatnie mówiąc, smutna, ale nie spodziewałem się tego. Z budynku wyszła dziewczyna o ciemnych, długich włosach. Była ubrana w pomarańczową sukienkę do kolan, brązową, krótką kurtkę i tego samego koloru wysokie buty. W życiu nie spodziewałbym się, że zobaczę ją jeszcze raz w sukience. Była radosna jak nigdy wcześniej. Co więcej, nie była sama. Obok niej szedł jakiś wysoki, loczkowaty blondyn i obejmował ją ramieniem. Nie wiem dlaczego, ale nie za bardzo mi się to spodobało. Byliśmy przyjaciółmi, a ona nie mówiła nam, że ma chłopaka. Chłopaka. Bez zastanowienia przestałem się opierać o maskę mojego samochodu i do nich podeszłem.
- Heja - powiedziałem zdejmując okulary. Para spojrzała się na mnie lekko zdziwiona.
- Cześć - pierwsza odezwała się Lily.
- Siemka. Ty pewnie jesteś Lucas Hemmings - mój wzrok przeniósł się na owego blondyna, który podał mi rękę. Nieufnie ją uścisnąłem.
- Tak, a ty jesteś...?
- Jack Pieterson. Miło mi - powiedział, a ja od razu zacząłem się zastanawiać, skąd ja znam to nazwisko.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego - mruknąłem tak, żeby nie usłyszeli i dodałem głośniej - co tam u was nowego? - chyba palnąłem coś nie tak, bo dziewczyna spojrzała na mnie jak na debila.
- Nic ciekawego - wręcz warknęła i zwróciła się do owego Jack'a - możemy już iść? - zapytała, a ja od razu stwierdziłem, że na serio się wkopaliśmy. Nigdy nie zachowywała się tak, jakby nas nie było, a teraz tak właśnie zrobiła. Miałem ochotę walnąć głową w słup. Serio.
- Okey. To, do zobaczenia - drugą część powiedział do mnie, a ja po chwili obserwowałem jak odchodzą.  Odzyskanie jej, będzie trudniejsze niż myśleliśmy, mruknął głos w mojej głwie, a ja przyznałem mu rację. Wsiadłem do samochodu i odjechałem z parkingu. Trzeba będzie powiedzieć chłopakom.

~ Lily POV ~

Czułam się źle ignorując Luke'a w taki sposób, ale nie potrafiłam inaczej. Po tym, co zobaczyłam wczoraj nie dałam rady. Ukrywałam się pod maską szczęścia, ale w środku byłam roztrzaskana na kawałki. Nie wiedziałam dlaczego się tak czułam. Po prostu tamten widok mnie załamał. Jedynym plusem było to, że wczoraj rodzice powiedzieli mi, iż w piątek podczas moich lekcji zostali wysłani w pilną delegację. Wrócili wczoraj wieczorem, więc nie zauważyli, że mnie nie było. Wtedy czułam ulgę. A co czuję teraz, gdy widzę jak Luke z zaciśniętymi pięściami wsiada do samochodu i odjeżdża z parkingu? Smutek i gorycz. To przeze mnie jest wściekły, ale to przez niego się tak zachowuję. Wieczorem zadzwoniłam do Jack'a i on wręcz zmusił mnie do takiego zachowania. Nie chciałam tego, ale musiałam mu przyznać, że byłam za mało asertywna. Zbyt słaba. Wsiadłam do samochodu i czekałam, aż mój przyjaciel zrobi to samo. Gdy wsiadł wreszcie do samochodu miał zmarszczone brwi i zaciśnięte wargi. Coś było nie tak.
- Co się stało? - zapytałam, a chłopak spojrzał na mnie tak, jakby dopiero teraz mnie zauważył.
- E...co? Nie nic. Wszystko w porządku - powiedział lekko nieprzytomnie i ruszył. Szczerze? W tamtej chwili bardzo się o niego martwiłam i postawiłam sobie za cel dowiedzenie się, co go dręczy.

~ Luke POV ~ 

Od dobrej godziny siedzieliśmy u mnie w salonie i myśleliśmy co robić. Trochę zaczęło mnie to już denerwować. Wszyscy byliśmy nieźle sfrustrowani. Najgorsze było to, że piosenka nie zadziałała, a przez tą fankę Lily nie chciała ze mną rozmawiać. Nie miałem jej tego za złe. Ja sam powinienem ją odsunąć, a byłem po prostu zbyt zszokowany.
- Luke! - z zamyślenia wyrwał mnie Ashton, który właśnie wrzeszczał mi do ucha.
- Co się stało? - zapytałem lekko nieprzytomnie. Nawet się nie zorientowałem, że przestałem ich słuchać. W odpowiedzi Cal westchnął.
- Pomyśleliśmy, że warto by było teraz do niej jechać i porozmawiać z nią na spokojnie - powiedział Michael, a ja tylko skinąłem głową. Miałem powoli serdecznie dość tej sytuacji. Byłem nią po prostu zmęczony. Wszyscy byliśmy. Razem wyszliśmy z mojego domu i ruszyliśmy do samochodu. Ashton prowadził, a ja siedziałem obok niego. Z tyłu usieli Michael i Calum. Po jakiś trzech minutach byliśmy pod domem. Szczerze mówiąc nie rozumiałem po co ten samochód, ale nic nie mówiłem. Podeszliśmy do drzwi, a Ashton jako jedyny odważył się w nie zapukać. Po chwili otworzyła nam dosyć wysoka kobieta o brązowych włosach. Od razu ją rozpoznałem.
- Dzień dobry pani Whiskins. Jest może Lilianna - zapytałem. Wiedziałem, że rodzice Lily nie lubili żadnych zdrobnień, dlatego pamiętałem, żeby użyć jej pełnego imienia.
- Oczywiście, wchodźcie - powiedziała i przepuściła nas w drzwiach. Powiedziała, że nasza przyjaciółka jest w swoim pokoju, więc zaprowadziłem tam chłopaków. Zapukałem lekko drzwi, a po chwili usłyszeliśmy ciche ,,proszę''. Kiedy weszliśmy do środka dziewczyna akurat odrabiała lekcje. Na początku chyba myślała, że jesteśmy którymś z jej rodziców, więc lekko chrząknąłem. Gdy zorientowała się kto ją odwiedził usiadła prosto na krześle i spojrzała na nas z założonymi rękami, a ja mogłem spokojnie stwierdzić, że wyglądała jak ,,stara'' ona. Była ubrana w jeansowe szorty, różową koszulkę z napisem ,,Smile'' i tego samego koloru, krótkie conversy. Żadnych sukienek ani innych udziwnień. Poza tym zauważyłem jeszcze jedną rzecz. Jej oczy wyrażały determinację oraz...smutek przez który miałem wyrzuty sumienia. Wiedziałem bowiem, że to moja wina.
- Czego chcecie? - zapytała tak obojętnym tonem, że prawie się skrzywiłem. Zachowywała się jakbyśmy się wcześniej nie znali.
- Chcemy porozmawiać - powiedział miękko Ashton, a ja zobaczyłem, że dziewczyna patrzy na nas z niepewnością. W końcu westchnęła i skinęła głową.
- Siadajcie - wskazała nam łóżko, a sama odwróciła sobie krzesło. Przez chwilę panowało milczenie, które postanowiłem przerwać.
- Przepraszam - powiedziałem cicho, a ona prychnęła.
- Za co? Za krzyk? Za kłamstwa? Czy może za brak zaufania? Wiem! Pewnie za to, że...- nie dałem dokończyć.
- Wiem co zrobiłem, jasne? Jesteśmy tu teraz po to, żeby to naprawić - powiedziałem. Tak naprawdę przerwałem jej tylko dlatego, że to bolało. Niestety miała rację, a każde słowo, które wypadało z jej ust dźgało mnie w duszę jak najostrzejszy sztylet, Do cholery! To moja nasza przyjaciółka! Nie możemy jej stracić! Ona jednak wciąż siedziała niewzruszona na krześle.
- Lily, proszę cię. Zrozum nas. Zawsze kiedy poznawaliśmy kogoś nowego ta osoba znała nas na wylot. Ty jesteś pierwszym człowiekiem od kilku miesięcy, który nie wiedział, że istnieje takie coś jak 5 Seconds Of Summer. Nie piszczałaś na nasz widok i nie prosiłaś o autografy. Nie patrzyłaś na sławę, ale na to jacy jesteśmy. Po prostu nie chcieliśmy, żeby to się zmieniło - powiedział Ashton. Szczerze? Trzeba było być człowiekiem bez serca, żeby zignorować jego minę zbitego szczeniaczka. Nawet ja muszę to przyznać. Na nasze szczęście dziewczyna miała wielkie serce i po chwili siedziała Ashton'owi na kolanach i się do niego przytulała. Całą trójką przyłączyliśmy się i powstał wielki grupowy uścisk. Chyba nam się udało...

******


Była 1 w nocy, gdy obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Sięgnąłem po komórkę i odebrałem.
- Coś się stało? - zapytałem zaspany, a w odpowiedzi usłyszałem szloch. Na ten dźwięk momentalnie się wybudziłem.
- Lily, co jest? - kto jak kto, ale ta dziewczyna nie płakała bez powodu.
- Luke, proszę cię. Przyjedź - poprosiła łamiącym się głosem, a ja szybko zakończyłem połączenie i w biegu zacząłem się ubierać. Po jakiś 5 minutach byłem w samochodzie. Starałem się nie robić zbytnio hałasu, żeby nie obudzić moich rodziców i psa. Dojechanie pod jej dom nie zajęło mi dużo czasu. Szybko wysiadłem z auta i wręcz podbiegłem do drzwi. Zanim zdążyłem zapukać Lily mi otworzyła i się do mnie przytuliła. Delikatnie zaprowadziłem ją na kanapę do salonu i wróciłem, żeby zamknąć drzwi.
- Co się stało? - zapytałem siadając obok niej, a ona znowu się do mnie przytuliła. Złapałem ją ręką pod kolanami i posadziłem sobie na kolanach. Dziewczyna łkała wtulona w mój tors, a ja głaskałem ją uspokajająco po włosach. Nie wiedziałem ile tak siedzieliśmy, ale z każdą chwilą byłem coraz bardziej zaniepokojony. Zdziwił mnie również brak jej mamy. Czekałem, aż Lily coś powie, ale ona dalej płakała. Nagle się odezwała, a do mnie dotarło, że wolałem jak siedzieliśmy w cieszy. Nie spodziewałem się tego. Nikt by się nie spodziewał.
- Mój ojciec miał wypadek. Jest w szpitalu na ostrym dyżurze - wyłkała, a mi zrobiło się słabo. Mocniej ją do siebie przytuliłem i zacząłem w głowie analizować jej słowa. Ostry dyżur?! To nie wróży nic dobrego.
- Moja mama tam pojechała, ale nie pozwoliła mi jechać z nią. Nie wiedziałam co robić i...i...zadzwoniłam do ciebie - dalej płakała, ale wydawało mi się, że powoli się uspokajała. Wraz z jej słowami poczułem też, że robi mi się ciepło na sercu. Zadzwoniła do mnie. Nie do Ashton'a, nie do Jack'a, ale do mnie.
- Cii...Obiecuję ci, że rano tam pojedziemy - wyszeptałem w jej włosy. Kiedy dziewczyna przestała płakać wziąłem ją na ręce i zaniosłem do jej pokoju. Była zbyt śpiąca, żeby zaprotestować, więc nie miałem z tym większych problemów. Do ciężkich na szczęście też nie należała. Delikatnie położyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą. Przysunąłem sobie krzesło i czekałem, aż dziewczyna zaśnie, jednak najwyraźniej miała z tym problemy.
- Nie dam rady zasnąć - mruknęła, a ja wpadłem na pomysł.
- Zaśpiewać ci coś? - zapytałem, a ona skinęła głową.

Tonight we’re fading fast
I just wanna make this last
If I could say the things that I wanna say
I’d find a way to make you stay
I’d never let you get away
Catch you in all the games we’ve played


Podziałało. Zasnęła już przy czwartej linijce. Spojrzałem na nią zmartwiony i po cichu zszedłem do salonu. Wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer.
- Czego Hemmings? Jest cholerna DRUGA w nocy - powiedział z dużym naciskiem na słowo ,,druga''.
- Nie przesadzaj Hood. Pamiętasz może, od której były godziny odwiedzin w tym szpitalu, w którym leżał Irwin?
- Jeżeli chodzi ci o jutrzejszy dzień, to było rano - mruknął zaspany.
- Konkretniej? 
- Od siódmej - na tą wiadomość lekko się zaśmiałem.
- A więc posłuchaj. Najpóźniej o 6:40 spinasz poślady i jedziesz do szpitala, albo nie ręczę za siebie - rozłączyłem się zanim zdążył zaprotestować i powtórzyłem to z Michaelem. Zanim zdążyłem rozłączyć się z Ashton'em zadał pytanie na które na serio nie chciałem odpowiadać. 
- Co się stało?
- Tata Lily miał wypadek i leży na ostrym dyżurze - ledwo przeszło mi to przez gardło.
- Będę nawet szybciej - powiedział i się rozłączył, a ja wróciłem do pokoju na górze. Dziewczyna wciąż spała i padało na nią światło księżyca. Na jej policzkach były widoczne ślady od łez. Ona nie zasłużyła na taki ból. Od kiedy przyjechała do Sydney spotykają ją same kłopoty ze strony naszej lub innych. Na tę myśl w moich oczach pojawiły się łzy, ale starałem się nie pozwolić im wypłynąć. Musieliśmy być silni. Dla niej. 


No i co? Wreszcie się pogodzili! Połowa rozdziału = #dramat, a druga połowa = #sweet. No, nie do końca :-(
I jak po zakończeniu roku? Nie wiem jak to jest u was, ale ja dziwnie się czuję z tym, że nie muszę budzić się o szóstej i zbierać do szkoły. Szczerze mówić jestem smutna, bo to była moja ostatnia klasa podstawówki :-(  Mnóstwo płaczu i uścisków <3 Piszcie jak u was.

24 czerwca 2015

Rozdział 19


Zdziwieni poprzednim rozdziałem? Myślę, że tak.
! BARDZO Ważna notka na dole!
Jestem wolna, więc postanowiłam, że zrobię niespodziankę i oddam wcześniej rozdział ;-)


,, We're Losing Control ''


Obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Sięgnęłam na szafkę po telefon i odblokowałam ekran.

Przyjdź o 16:20 do parku. Proszę cię, to bardzo ważne.
Luke

Czego on ode mnie chce?! Jęknęłam i chciałam się obrócić na plecy, ale coś, a raczej ktoś, leżący za mną mi w tym przeszkodził.
- Coś się stało? - zapytał mój przyjaciel.
- Nie - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
- To dobrze - wymruczał i najwyraźniej miał zamiar spać dalej, bo znowu się do mnie przytulił i zamknął oczy. Ja na to westchnęłam i najdelikatniej jak umiałam wyswobodziłam się z jego objęć i wstałam z łóżka. Poszłam do łazienki, gdzie umyłam twarz i przeczesałam palcami włosy. Spojrzałam w lustro i się przeraziłam. Oczy miałam podkrążone, a skóra była chorobliwie blada. Ale jak można się dziwić, skoro prawie nie wychodzę na dwór? Westchnęłam i wyszłam z łazienki. Ruszyłam w stronę kuchni w celu przygotowania śniadania. Postanowiłam zrobić zwykłą jajecznicę z grzankami i parówkami. Wyciągnęłam patelnię i resztę potrzebnych rzeczy. Przy okazji z nudów zaczęłam nucić piosenkę. Nie jestem jakąś wyborną wokalistką, ale śpiewać lubiłam.

You’re telling’ me the same old story
That I need to change
If you’re not living my life for me
You make it feel that way
You know, you know, we’re losing control
I gotta break away or nothing’s gonna change
You gotta go, it’s the end of the road
No matter what you do or say
Baby you’re not what I need

I’m over this, I’m over you
I’m not gonna waste my life away
This is my independence day
I’m moving on, there’s no excuse
I can’t take away your pain
This is my independence day
This is my independence day

W tym momencie poczułam jak ktoś przytula się do mnie od tyłu.
- Niezły głosik – mruknął mój przyjaciel, a ja prychnęłam. On zawsze uwielbiał chwalić mój głos, bo wiedział, że mnie to wkurza. Nie lubiłam jak ktoś mnie chwalił pod tym względem. Czułam się wtedy niezręcznie, bo wcale nie uważałam, żebym miała jakiś cudowny głos i takie komplementy wprawiały mnie w zakłopotanie. Z pomocą chłopaka skończyłam robić śniadanie. Razem zjedliśmy je w ciszy i włożyliśmy naczynia do zmywarki. Następnie zgodnie stwierdziliśmy, że powinnam jechać do domu, żeby się przebrać. Wzięłam z góry swoje rzeczy i wróciłam na dół. Chłopak czekał już na mnie w samochodzie, a gdy wsiadłam uśmiechnął się do mnie, ale zaraz spoważniał.
- Powiesz m dlaczego w piątek płakałaś na przystanku? - zapytał, a ja westchnęłam. Spodziewałam się, że wcześniej czy później zada to pytanie jednak wolałam tą drugą opcję.
- James złamał serce mojej przyjaciółce. Wiesz jaka jestem jeśli chodzi o moich bliskich, więc chyba nie będę musiała ci tłumaczyć dlaczego podeszłam do niego i mu to wygarnęłam. On zaczął coś gadać o tym, że powinnam się cieszyć, czy jakoś tak. Wkurzyłam się i dałam mu w twarz. Jednak nie spodziewałam się tego, że mi odda. On nigdy nie uderzył dziewczyny. Nigdy - na to wspomnienie zacisnęłam ręce w pięści i starałam się nie rozpłakać, co nie uszło uwadze mojego przyjaciela.
- Mówiłaś, że dostał nauczkę. Od kogo? - tym razem zapytał się trochę ciszej. Chyba nie był pewny, czy może o to spytać.
- Luke - powiedziałam tak cicho, że zwątpiłam, aby to usłyszał, więc dodałam głośniej - Lucas Hemmings - nie wiedziałam  dlaczego, ale lekko się uśmiechnęłam wypowiadając to imię. Chłopak tylko pokiwał głową i włączył silnik. Chwilę później już byliśmy w drodze. Nie mieszkał daleko ode mnie, więc droga zajęła nam około 6/7 minut. Gdy stanęliśmy przed moim domem nagle dopadł mnie strach. Nie powiedziałam rodzicom, że gdzieś idę. W poniedziałek miałam iść po lekcjach na trening, a potem wrócić. Dopiero teraz dotarło do mnie, że zniknęłam na dwa dni. Mój ojciec był dość surowy w stosunku do takich ,,ucieczek''. Jego kary były gorsze niż zwykłe szlabany czy kazania. Przełknęłam głośno ślinę i wysiadłam z auta. Chłopak chyba zauważył, że coś jest nie tak, więc podszedł do mnie i złapał mnie za dłoń. Ścisnęłam jego rękę i spojrzałam an niego z uśmiechem, który odwzajemnił. Razem ruszyliśmy w stronę mieszkania. Gdy byliśmy pod drzwiami wyjęłam z kieszeni klucze i je otworzyłam. Szczerze? Spodziewałam się krzyków i wrzasków, ale nic z tych rzeczy się nie zdarzyło. Wręcz przeciwnie. W domu panowała nienaturalna cisza. Spojrzałam z niepokojem na chłopaka, a on zmarszczył brwi i wszedł do środka. Cicho podążyłam za nim. Nigdzie nie było słychać nikogo. Spojrzałam na zegarek wiszący w korytarzu. Wskazywał równo godzinę 15:00. Nagle coś mnie uderzyło w podświadomość. Na początku nie mogłam skojarzyć faktów, ale po chwili zrozumiałam - park i Luke. Szybko wbiegłam schodami na górę i weszłam do mojego pokoju. Mój gość pobiegł za mną i zatrzymał się w progu drzwi. Oparł się o framugę i przyglądał mi się badawczo, kiedy szukałam rzeczy w szafie.
- Wszystko okey? - zapytał, a ja na chwilę zaprzestałam swoich poszukiwań.
- Na 16:20 umówiłam się w parku ze znajomym - powiedziałam i nagle dotarło do mnie co właśnie powiedziałam. Od kiedy Lucas był zwykłym znajomym? Od kiedy chłopcy 5SOS są u mnie tak nisko? Potrząsnęłam głową próbując to z niej wyrzucić i wróciłam do przeglądania zawartości szafy.
- Chodzi o Hemmings? - walnął prosto z mostu, a ja nagle zesztywniałam, zszokowana. Skąd wiedział? On tylko prychnął na widok mojej reakcji.
- Nie patrz się tak na mnie. To oczywiste i mogę cię zapewnić, że idę z tobą - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, a ja westchnęłam. Wiedziałam, że pod tym względem zdania nie zmieni. Kiedy w końcu znalazłam potrzebne rzeczy udałam się do łazienki. Ubrałam się i włosy uczesałam w kucyk. Gdy wróciłam do pokoju zdziwiłam się, bo nie zastałam w nim chłopaka. Schowałam telefon do kieszeni i zeszłam na dół. Okazało się, że był w salonie, a gdy schodziłam usłyszałam strzępki rozmowy.
- Tak...wiem co obiecałem...tak...rozumiem - brzmiał tak, jakby był bardzo zdenerwowany - ona nie jest gotowa! Nie to ty posłuchaj...możesz mi nie przerywać?...wiem, że...ta rozmowa nie ma sensu - tymi słowami się rozłączył, a ja szybko cofnęłam się do połowy schodów. Kiedy chłopak wyszedł na korytarz ja udawałam, że właśnie schodziłam na dół. Uśmiechnął się do mnie, ale wyczułam, że nie jest w nastroju do uśmiechu. Mimo wszystko jednak go odwzajemniłam i razem wyszliśmy z domu. Przez całą drogę szliśmy w ciszy. W głowie wciąż miałam tą tajemniczą rozmowę. Byłam pewna, że ten temat zajął również myśli mojego przyjaciela. Dojście na miejsce zajęło nam dziesięć minut. Już z daleka widziałam, że coś jest nie tak, bo centralnie w środku parku stała duża scena, a przed nią tłum piszczących nastolatek. Zmarszczyłam na ten widok brwi.
- O co tu chodzi? - widać nie tylko ja nic nie rozumiałam z tej sytuacji.
- Zaraz się dowiemy - powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Szybko znalazłam odpowiedni numer i zadzwoniłam. Chłopak odebrał po pięciu sygnałach.
- Halo?
- Mogę wiedzieć co tu się do jasnej cholery dzieje? Przyszłam do parku, a tam co? Tłum wrzeszczących nastolatek - warknęłam do niego.
- Spokojnie. Zaraz cię znajdę - powiedział i co? I się rozłączył. Jak ten facet mnie czasami wnerwia. Kurde! Chyba dostaje okresu!( przepraszam, musiałam XD dop.autorki ) Jednak nie kłamał. Po jakiś pięciu minutach stali we trzech obok mnie.
- Czy teraz mogę się dowiedzieć o co chodzi? - zapytałam poirytowana, a w odpowiedzi dostałam wielki uśmiech Caluma.
- Jest koncert - odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja strzeliłam facepalm'a w myślach. Dopiero wtedy do mnie dotarło.
- To wasz koncert, co nie? - słysząc moje słowa chłopcy stali się nagle poddenerwowani, a ja prychnęłam.
- Tak jakby...
- Może...
- Chyba...- Hood i Clifford zaczęli się jąkać, a ja pacnęłam się ręką w czoło.
- Zdecydujcie się wreszcie! Może czy raczej chyba?! - dobra, na serio dostaje okresu.
- Tak, a ty nie powinnaś się tak denerwować - odparł spokojnie Luke. Zbyt spokojnie.
- Luke, do jasnej cholery nie jestem w ciąży! - chłopcy chcieli coś dodać, ale podszedł do nas Ashton.
- Zaraz zaczynamy - powiedział do nich, a mi posłał przepraszający uśmiech. Cały zespół poszedł na scenę, a ja westchnęłam.

******

Cały koncert trwał już dobre 30 minut. Około w połowie do mojego przyjaciela zadzwonił telefon i musiał gdzieś jechać. Nie wiedziałam dlaczego wciąż tam byłam. W końcu chłopcy mieli zagrać ostatnią piosenkę.
- Dobra ludziska! Następną piosenkę chcielibyśmy zadedykować naszej nowej przyjaciółce. To coś o tobie Lily - powiedział Luce, a ja chciałam zdzielić im wszystkim po łbach. Niestety nie zdążyłam, bo chłopcy zaczęli śpiewać:

Do da do, da da da do do do do

She's a good girl, she's Daddy's favorite
He's saved for Harvard, he knows she'll make it
She's good at school, she's never truant
She can speak French, I think she's fluent

'Cos every night she studies hard in her room
At least that's what her parents assume
But she sneaks out the window to meet with her boyfriend
Here's what she told me the time that I caught them

She said to me, forget what you thought
'Cos good girls are bad girls
That haven't been caught
So just turn around and forget what you saw
'Cos good girls are bad girls
That haven't been caught

She's a good girl, straight A student
She's really into all that self-improvement
I swear she lives in that library
ooh ooh ooh ooh
But if you ask her she'll say:
"That's where you'll find me!"

But if you look then you won't find her there
She may be clever but she just acts too square
'Cos in the back of the room, where nobody looks
She'll be with her boyfriend, she's not reading books

She said to me, forget what you thought
'Cos good girls are bad girls
That haven't been caught
So just turn around and forget what you saw
'Cos good girls are bad girls
That haven't been caught

(do da do, da da da do do do do)
Good girls are bad girls
And good girls are bad girls
(do da do, da da da do do do do)
Good girls are bad girls
And good girls are bad girls

She's a good girl, hasn't been caught.
She's a good girl, hasn't been caught

She said to me, forget what you thought
'Cause good girls are bad girls
That haven't been caught
So just turn around and forget what you saw
'Cause good girls are bad girls
That haven't been caught

She said to me, forget what you thought
'Cause good girls are bad girls
That haven't been caught
So just turn around and forget what you saw
'Cause good girls are bad girls
That haven't been caught

Waohhh ohhhohhh
Good girls are bad girls
That haven't been caught
Waohhh ohhhohhh
Good girls are bad girls
That haven't been caught
Waohhh ohhhohhh x2
Good girls are bad girls

That haven't been caught

Gdy skończyli tłum zaczął wiwatować, a ja prychnęłam. Serio? Chłopacy zeszli ze sceny i po chwili zaczęli rozdawać autografy. Skończyli po około 30 minutach i skierowali się w moją stronę. Byli jakieś dwadzieścia metrów ode mnie, gdy TO się stało. Na ten widok w moich oczach pokazały się łzy i biegiem opuściłam park. Moi ,,przyjaciele'' mnie wołali, ale nie zwracałam na to uwagi. Gdy tylko zamknęłam drzwi wejściowe zaczęłam płakać. To tak cholernie bolało...



I co wy na to? Dzisiaj będzie dosyć krótko, ale będą to głównie ważne rzeczy.
1 - w wakacje pojawią się dwa posty. Ten skończyłam pisać 23.06. Muszę dokończyć jeszcze dwudziesty pierwszy rozdział, bo dwudziesty już prawie gotowy. Przepraszam wiem, że was zawiodłam :-( A jednak nie! Dzisiaj zostałam przyjęta do gimnazjum na profil informatyczny! ( szpanowanie poziom HARD XD ) Wyjeżdżam w drugim tygodniu lipca i wracam dwa tygodnie wcześniej! Dlatego pojawi się więcej postów :-) Mam nadzieję, że się cieszycie
2 - w wakacje nie będę też odpisywać na komentarze ani nic. Jeżeli ktoś chciałby się ze mną skontaktować przez pocztę to może uzyskałby odpowiedź, ale nic nie gwarantuję. Można powiedzieć, że w lato mam dwumiesięczny odwyk od internetu :-( Prawda, ale w na tych samych warunkach co to powyżej XD
3 - zdjęcia w notkach wyglądają jak wyglądają, ponieważ w końcu udało mi się zrobić szablon, który mam zamiar zainstalować na stałe. Pojawi się on po wakacjach lub w trakcie. Zależy, czy będę miała możliwość go wstawić. Jeżeli chcecie to mogę go wstawić w niedzielę ;-) Co sądzicie o nowym wyglądzie?
4 - po wakacjach będę dodawała notki w soboty

To chyba tyle. Jeżeli ktoś w środę 24 czerwca wchodził na tego bloga ( a mam nadzieję, że nie XD ) to załapał się PRZYPADKOWO na rozdział 19 przed zamierzonym opublikowaniem. Sprawdzałam rozdział i przez przypadek zamiast ,,zapisz'' kliknęłam ,,opublikuj''. Moja inteligencja mnie przeraża XD

22 czerwca 2015

Rozdział 18

Tym razem ważne rzeczy na początek!

Dziękuje wszystkim z całego serca za wsparcie. Jesteście kochane <3 Miałam dzięki wam mnóstwo weny i napisałam jednego dnia dwa rozdziały w przód. Łącznie z tym 3 ! Możliwe, że w wakacje będzie więcej niż tylko 2 rozdziały, ale nic nie obiecuję :D
Jeśli chcecie to mogę umieścić z boku mojego twittera (oddzielne okno), żebyście wiedzieli wszystko na bieżąco. Piszcie w komentarzach :)


Muzyka
,, Your Words cut deeper than a knife ''


Obudził mnie dziwny chłód. Coś mokrego i zimnego. Lodowata woda!
- A! - z krzykiem wyskoczyłam z łóżka. Stałam na podłodze boso i cała mokra, a mój oprawca trzymał się za, bolący od śmiechu, brzuch. Był w samych spodenkach treningowych, a z jego włosów i po lekko opalonym torsie spływały kropelki wody. Trzeba było mu przyznać, że umięśniony to on był. Codzienne ćwiczenia po kilka godzin zrobiły swoje. Miał ładnie zarysowane mięśnie ramion i klatki piersiowej, a ja przyłapałam się na tym, że się na niego gapię. Zarumieniłam się lekko, a on się lekko uśmiechnął.
- Skarbie, ja wiem doskonale, że wyglądam jak bóg sex'u, ale bez przesady - słysząc jego słowa zarumieniłam się jeszcze bardziej. Chłopak w odpowiedzi podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Z racji, iż był ode mnie znacznie wyższy, ułożyłam głowę na przodzie jego ramienia i objęłam go ramionami w pasie. Westchnął na ten gest i wtulił głowę w moje włosy.
- Nie lubię jak jesteś smutna. Nie zasługujesz na to - wyszeptał, a ja poczułam jak na czubek mojej głowy spada mokra kropla, a za nią kolejna. Podniosłam ze zdziwieniem wzrok i zobaczyłam, że chłopak miał w oczach pełno łez, które wydostawały się na zewnątrz jedna po drugiej. Na ten widok przytuliłam się do niego mocniej, a on na dobre się rozpłakał. Wiedziałam, że...Nie! Ja czułam, że chodzi mu o NIEGO i to, co muszę przez NIEGO teraz przechodzić. Staliśmy tak przez dobre dziesięć minut, ale mi to nie przeszkadzało. To była cisza, dzięki której się uspokajałam. Zresztą, ja zawsze jestem przy nim spokojna.
- Boję się - wyszeptałam, a on złapał mnie delikatnie dłońmi za policzki i zwrócił moją twarz w swoją stronę.
- Nigdy nie pozwolę MU cię skrzywdzić - powiedział z powagą i naciskiem na słowo ,,nigdy''. W sposobie, w jaki to powiedziała było coś, co sprawiło że od razu mu uwierzyłam. Po chwili w jego oczach pojawił się dziwny błysk, a chwilę potem wręcz wybiegł ze mną na rękach z pokoju. Trzymając mnie, biegł w stronę tylnych drzwi, a ja nie wiedziałam o co chodzi, dopóki nie wskoczył ze mną do basenu.
- Ty idioto! - krzyknęłam, kiedy udało mi się wynurzyć. Blondyn tylko dalej się śmiał. Spojrzałam na niego z politowaniem i wyszłam z basenu, po czym spojrzałam na swoje ubranie. No świetnie! Byłam jeszcze bardziej mokra niż wcześniej, a moja bluzka zaczęła być prześwitująca i było widać mój czarny stanik. Na szczęście wczoraj spodziewałam się treningu i ubrałam sportowy zamiast ,,normalnego'', więc chłopak nie miał zbyt wiele do oglądania. Poza tym nie raz widzieliśmy się w strojach kąpielowych i nie krępowałam się przy nim za bardzo. Traktowałam go bardziej jak brata niż chłopaka, przed którym powinnam się wstydzić. Mój przyjaciel podpłynął do brzegu i oparł się o niego ramionami.
- Ubrania masz na biurku, bo rano pojechałem do twojego domu. Nie wiedziałem co będziesz chciała ubrać, więc postawiłem na wygodę - powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- Skąd wiedziałeś, że nikogo nie będzie - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami. On w odpowiedzi westchnął.
- Skarbie, przyznaj, że to było dosyć przewidywalne - powiedział ze smutkiem w głosie, a ja przyznałam mu w duchu rację. Lekko się do niego uśmiechnęłam i weszłam z powrotem do domu. Wróciłam do jego pokoju i spojrzałam na biurko. Leżały na nim ubrania, moja szczoteczka do zębów i szczotka do włosów, a obok nich talerz z kanapkami i herbata. Wzięłam do ręki ciuchy i wyszłam z pomieszczenia. Na przeciw były lekko niebieskie, wręcz białe drzwi. Otworzyłam je i tak jak myślałam, była to łazienka. Położyłam moje rzeczy na blacie zlewu, a sama się rozebrałam i rozwiązałam włosy. Weszłam pod prysznic i zmyłam makijaż wraz ze złymi wspomnieniami. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Szybko ubrałam się w jasno-brązową koszulkę i jeansy, a na nogi założyłam jasno-różowe conversy. Włosy postanowiłam związać w kitkę. Gdy byłam już przebrana wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Nie byłam głodna, a nie chciałam siedzieć sama. Tak jak myślałam, chłopak nadal pływał w basenie. Patrzyłam jak zgrabnie przecinał linię wody i przypomniałam sobie, jak zajął pierwsze miejsce w konkursie pływackim. Nagle poczułam wibracje w kieszeni i wyciągnęłam komórkę, którą wzięłam z pokoju.

Jest coś co chciałbym ci powiedzieć,
Coś, co powinnaś wiedzieć.
Coś wypisane w gwiazdach na niebie,
Bo inaczej nie wyrośnie w glebie.
Coś o marzeniach, które się ziszczą,
Oraz twych oczach co się błyszczą.
Że miłość ma niepokonana,
Jak burza nieokiełznana

O tym, jak niszczymy wszystko,
Kiedy tylko jesteśmy siebie blisko.
Gdy nasze uczucia idą w ruch,
I oplata nas biały puch.
Jak nie możemy się powstrzymać.
I nie potrafimy już wytrzymać.
Nasze głowy wypełnia niezrozumienie,
Które oznacza wieczne utrapienie.
Zastanawiamy się, czy to ma sens,
I gdzie jest wieczny kres*

No nie! Serio?! Znowu?! O co tu znowu chodzi?! Jak nie Hemmings wysyła mi jakieś teksty piosenek, to znowu ktoś podsyła mi jakieś nędzne wierszyki! Zirytowana schowałam komórkę do kieszeni i dalej obserwowałam mojego przyjaciela. Większość ludzi pewnie pomyślałaby sobie, że się w nim podkochuję lub, że to dziwne, ale ani jedna, ani druga wersja nie jest prawdą. W pewnym sensie. Kocham go, ale jak brata. Zawsze był przy mnie gdy go potrzebowałam. W odróżnieniu od rodziców. Oni nigdy nie mieli dla mnie czasu i odkąd tu przyjechałam miałam wrażenie, że jestem sama. Spojrzałam na basen i się uśmiechnęłam. Ale teraz już nie muszę być sama. Mam jego. Widząc, że chłopak ma zamiar kończyć podeszłam do brzegu basenu z ręcznikiem. On puścił do mnie perskie oczko i wyszedł z wody, po czym wziął ręcznik.
- I jak się oglądało? - zapytał z cwanym uśmieszkiem, a ja już się nie dałam. Też się uśmiechnęłam.
- A bardzo dobrze - żeby podkreślić swoje słowa mrugnęłam do niego. Chłopak zaśmiał się i pokręcił z politowaniem głową.
- Co ja tobą mam - narzekał. Skończyło się na tym, że popchnęłam go, aż poleciał do basenu, a on pociągnął mnie za sobą. Coś czułam, że to będzie udany dzień.

******

Było ciemno i przeraźliwie zimno. Szłam szczelnie opatulając się kurtką i rozglądając nerwowo na boki. Czułam niepokój. Przyspieszyłam kroku i weszłam w jedną z bocznych uliczek, ponieważ była skrótem do mojego domu. W pewnym momencie usłyszałam podniesione głosy.
- Musisz to zrobić! Nie masz wyboru! – krzyczał jakiś mężczyzna.
- Nie pozwolę ci jej zabrać – odpowiedział drugi.
- Zobowiązałeś się do tego – chyba było ich trzech.
- Nigdy! – krzyknął ten drugi. Nagle usłyszałam strzał, a gdy weszłam za zakręt zobaczyłam jak ciało starszego mężczyzny opada na ziemię. Krew leciała z jego rany na ramieniu, a dwójka facetów stała nad nim. Jeden z nich miał w ręku broń. Spojrzeli w moją stronę, ale ominęli mnie wzrokiem. Jakby mnie w ogóle nie widzieli. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do nich bliżej. Nie zwrócili na mnie uwagi.
- Musimy znaleźć tą małą – powiedział jeden z nich. Drugi, który miał kolczyk-kółko w nocie skinął głową. Następnie zaczęli iść w moją stronę, a ja spięłam mięśnie, żeby być przygotowaną do ucieczki. Oni jednak po prostu…przeszli przeze mnie! Jakbym była duchem! Odwróciłam się zszokowana w ich stronę i zobaczyłam jak wsiadają do samochodu. Spojrzałam się na swoje ręce i przerażona zobaczyłam jak powoli znikają. Jak…jak…stają się przezroczyste! Zaczęłam szybciej i ciężej oddychać. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Jakbym nagle straciła głos! Powoli zaczynało mi się robić słabo, aż nagle usłyszałam słaby głos postrzelonego mężczyzny
- Uciekaj jak najdalej – wychrypiał, a moje prawie przezroczyste dłonie pokryły się krwią…


- A! – z krzykiem usiadłam na łóżku omal nie zderzając się z głową blondyna.
- Co się stało? – zapytał zmartwiony, a ja z płaczem się do niego przytuliłam.
- Już dobrze. Jesteś bezpieczna bambi -  zaczął głaskać mnie po plecach, a ja się uśmiechnęłam. Wystarczyło nazwać mnie po włosku, a ja zaraz miałam poprawiony humor. Mocniej się w niego wtuliłam, a on pocałował mnie w czubek głowy. Nagle poczułam się jak wtedy, gdy pokłóciłam się z rodzicami. Kiedy byliśmy jeszcze w Polsce. To była bardzo podobna sytuacja. Przez całą noc siedzieliśmy przytuleni i rozmawialiśmy. On zawsze rozumiał.
- Zły sen? – zapytał po chwili, a ja westchnęłam.
- Ostatnio mam ich zdecydowanie zbyt wiele – odparłam i dalej siedziałam wtulona w chłopaka.
- Zostaniesz u mnie? – zapytał, a ja spojrzałam przez jego ramię na zegarek. Była 22:45. Cholera! Rodzice mnie zabiją! A właściwie…
- Jeśli mogę – co mi szkodzi? Przecież to mój przyjaciel, a rodzice nie mogą zabronić mi spędzania czasu z bliskimi.

- Wiesz, że tak skarbie – powiedział. Gdy się już prawie całkowicie uspokoiłam, chłopak się ode mnie odsunął i wstał. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej jakąś dużą koszulkę, po czym mi ją podał. Następnie wyszedł z pokoju po to, żeby wrócić z dresowymi spodenkami. Moimi spodenkami.
- Zmykaj się przebrać - powiedział, a ja tylko pokręciłam z politowaniem głową i poszłam do łazienki. Wzięłam bardzo szybki prysznic i ubrałam się w przyniesione przez niego rzeczy. Gdy wróciłam do ,,jego królestwa'', chłopak leżał rozłożony na łóżku. Uśmiechnęłam się na ten widok i pokręciłam z politowaniem głową. Jak małe dziecko.
- Połóż się, a nie się gapisz - mruknął, a ja zacisnęłam usta, żeby się nie zaśmiać. Wdrapałam się obok niego na łóżko, a on przykrył mnie kołdrą. Przytulił się do mnie od tyłu i wtulił twarz w moje włosy.
- Dobranoc - szepnął, a moją szyję owiał jego ciepły oddech, wywołując gęsią skórkę.
- Słodkich snów - odpowiedziałam i zamknęłam oczy. 
Wreszcie czułam się kochana i bezpieczna.




*Tak! Wasza Katrina znowu miała wenę twórczą i napisała dalszą część wierszyka! To małe wyjaśnienie, dlaczego jest taki beznadziejny :)

Ogólnie można powiedzieć, że ten rozdział jest początkiem akcji drugoplanowej. Akcja pierwszoplanowa to relacje itp. między Lily i 5SOS, ale żeby nie było zbyt nudno, musi być coś oprócz tego. 
Zaciekawieni? 
Mam nadzieję ;)

PS. U kogo według was jest Lily? 

I kim jest tajemniczy ,,ON''


Czekam na wasze pomysły :)

18 czerwca 2015

Uwaga!

Na początku chcę poinformować, że NIE ZAWIESZAM BLOGA!


Po prostu ostatnio zdarzyło się mnóstwo rzeczy. Miałam mnóstwo oporów, żeby wstawić ten post. Nie chciałam tego robić, ale nie chcę zostawiać was bez wyjaśnień.

Ostatnio przydarzyło mi się dużo niemiłych i przykrych sytuacji. Nie chodzi o hejty, bo jeszcze nigdy nikt mnie nie hejtował. Po prostu nie mogę się pogodzić z niektórymi rzeczami. Ludzie, których brałam za przyjaciół okazali się być zupełnie inni niż myślałam. Nie mam zbyt silnej psychiki i ona mi po prostu wysiada. Nie wiem, czy ktoś obserwuje mojego twittera, ale jeśli tak, to wie mniej więcej o co chodzi.

Następne kilka rozdziałów miało być super pozytywnych, a mój humor dalece odbiega od szczęścia. Może i wszyscy mówią, że będzie okey, to ja w to nie wierzę. Ostatnio trochę odpuściłam ze wszystkim i myślę, że powoli wychodzi mi to na dobre.
Jeżeli dotarłaś do tego momentu tego ,,czegoś'' to bardzo ci dziękuje. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.

Muszę też napisać minimum cztery rozdziały w przód, a nie wiem czy mi się to uda :(
Nie chcę was zawieść, ale moja psychika po prostu wysiada. Robiłam sobie przerwę od wszystkiego, ale to nic nie dało. Jak piszę czuję się spokojniejsza, jednak na razie wychodzą mi tylko jakieś depresyjne historie. 

Wszyscy znajomi i rodzina po mnie jadą, a ja po prostu nie mam siły. Nie wiem kiedy pojawi się kolejny post. Postaram się go dodać jak najszybciej, ale możliwe, że pojawi się dopiero w lipcu.
Poza tym ostatnio zakochałam się w If You Don't Know chłopaków. Naprawdę przepiękna piosenka, która trochę podnosi mnie na duchu. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu.

To chyba tyle. W razie jakiś pytań możecie pisać w komentarzach lub na meile itp.
E-mail: Marzycielka.2002@gmail.com
Twitter: @KatrinaS_Cassie
Gadu-Gadu: 54050032

14 czerwca 2015

Rozdział 17

Przepraszam za to, że taki krótki, ale po tym co się stało z Mickey'em, trochę odechciało mi się pisać :(
Dedyk dla Pauli i Croudlus Tofi. Pomińmy fakt, że Domi groziła mi zabójstwem.
,, I found you in my darkest hour ''


Jest coś co chciałbym ci powiedzieć,
Coś, co powinnaś wiedzieć.
Coś wypisane w gwiazdach na niebie,
Bo inaczej nie wyrośnie w glebie.
Coś o marzeniach, które się ziszczą,
Oraz twych oczach co się błyszczą.
Że miłość ma niepokonana,
Jak burza nieokiełznana*


Oto jaki sms dostałam dzisiaj o 5:30 rano. Fajna pobudka co nie? I to jeszcze numer zastrzeżony! Po prostu ubaw po pachy! W świetnym humorze ruszyłam do łazienki! (wyczuj sarkazm i ironię). Rozczesanie włosów i zostawienie ich rozpuszczonych zajęło mi jakieś 5 minut. Następnie ubrałam się w czarną sportową koszulkę, zwykłe jeansy i adidasy. Dzisiaj miało być, o dziwo, chłodniej, więc ubrałam czarną skórzaną kurtkę. Do tego zrobiłam delikatny makijaż i wróciłam do pokoju. Miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam poszukać w necie informacji na temat Sydney. Przebywałam tu już dłuższy czas, a nie wiedziałam o tym mieście praktycznie niczego. Pierwszą informacją jaka rzuciła mi się w oczy była opera. Od razu postanowiłam, że muszę się tam wybrać. Pewnie rodzice nie będą mieli dla mnie czasu, ale co mi tam. A no tak, zapomniałam. Przecież ja nie mam nikogo innego. Na tą myśl poczułam łzy w oczach, ale zaraz się opanowałam. Przyrzekłam sobie, że nigdy więcej i zamierzam dotrzymać obietnicy. Wyłączyłam laptopa i wstałam z krzesła. Do lekcji została mi godzina, więc wypadałoby wyjść już na przystanek. Chwyciłam w rękę wcześniej przygotowaną torbę i zeszłam na dół. Zamknęłam drzwi, a moim następnym celem był przystanek. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam sobie piosenkę Nickelback - Lullaby. Uwielbiam ich muzykę, a zwłaszcza ten utwór. Droga zajęła mi około 6-7 minut. Autobus miałam za 2, więc usiadłam na ławce. Z nudów zaczęłam przeglądać zdjęcia na telefonie. Z każdym kolejnym uświadamiałam sobie jak wiele spraw zostawiałam za sobą w Polsce oraz ile zyskałam w Sydney. Można powiedzieć, że wszystko co miałam w moim rodzinnym kraju, znalazłam tutaj. Można powiedzieć, że zamieniłam ,stare śmieci na nowe''. Patrząc na te zdjęcia zrozumiałam, że może i straciłam wiele, ale zyskałam dużo więcej. Mimo wszystko na moim telefonie roiło się od zdjęć moich z Alex, Issy oraz z chłopakami. Przy tych ostatnich się uśmiechnęłam. Może i czułam się przez nich skrzywdzona, ale coś we mnie kazało im wybaczyć. Jakiś głosik głęboko we mnie prosił o przebaczenie dla tej bandy optymistów. Jednak ja usilnie starałam się go ignorować. Mam strasznie złe wspomnienia z oszustami i wiem, że jeśli raz ktoś cos przed tobą ukrył możesz być pewny, że zrobi to znów. Moje przemyślenia przerwał przyjazd autobusu. Wsiadłam, skasowałam bilet i usiadłam na wolnym miejscu. Na szczęście o tej godzinie większość ludzi spała lub była już w pracy, więc nie było tłoku. Jechałam z głową opartą o szybę. W słuchawkach słyszałam pierwsze nuty Desperate zespołu Stanfour. Kolejna gwiazdka w mojej kolekcji muzycznej. Słucham wykonawców, których nie zna większość ludzi. A szkoda, bo zazwyczaj właśnie ci wykonawcy grają najlepszą muzykę. Pogłośniłam trochę i obserwowałam krajobraz za szybą. Szczerze? Czasami wciąż nie mogłam uwierzyć, że naprawdę tu jestem. Tu było zupełnie inaczej niż w Polsce. Wyższa temperatura, bardziej egzotyczna roślinność i deszcz ograniczony do minimum. U nas było chłodniej, mniej zróżnicowana roślinność oraz częstsze deszcze. Gdyby mnie teraz ktoś zapytał, który kraj bardzie mi się podoba, to szczerze mówiąc, nie wiem co bym wtedy odpowiedziała. Zakochałam się w Sydney prawie nie znając tego miasta, ale na pewno to nadrobię. Autobus zatrzymał się na moim przystanku, więc wysiadłam. W drodze do szkoły zadzwonił mi telefon.
- Halo? 
- Cześć Lilson. I jak tam w mieście słońca i upałów - nie musiałam się zbytnio natrudzić, żeby zgadnąć kto do mnie dzwonił. Tylko jedna osoba mówiła na mnie Lilson.
- Heja Jack. Pomijając fakt, że pan jestem idealny pod każdym względem przyczepił się do mnie, jak rzep do psiego ogona, to jest okey. A jak tam u was? - Jack Pieterson był jedną z nielicznych osób, które dobrze wspominam. Nie raz mi pomógł i vice versa. 
- Okey, tylko teraz brakuje nam tancerki na zawody. Widzisz skarbie co narobiłaś? Bez ciebie pewnie nie wygramy ogólnopolskich zawodów. Próbowaliśmy znaleźć kogoś na zastępstwo, ale ciebie nie da się podmienić ani zastąpić - na tę uwagę się zaśmiałam. Może i nie tańczyłam jak zawodowiec, ale wszyscy mówili mi, że cechuję się unikalnym stylem. Tak szczerze, to nie wiem o co im chodziło, ale nie zwracałam na to zbytnio uwagi.
- No cóż. Tak bywa.
- Wiesz. Jakbyś chciała wrócić na stare śmieci, ale nie chciałoby ci się przeprowadzać, to daj mi znać. Trochę czasu mi to zajęło, ale dokopałem się Bryana i powiedział, że jakbyś chciała, to chętnie cię przyjmą - zagryzłam nerwowo wargę. 
- Nie wiem czy jestem gotowa wrócić - powiedziałam lekko skrępowana. Może i minęło już dość dużo czasu, ale i tak wciąż nie byłam pewna, czy dam radę. Od mojego ,,wypadku'' bałam się wrócić i wątpiłam czy kiedykolwiek mi się to uda. 
- Rozumiem, ale wiedz, że jak coś to możesz na mnie liczyć - powiedział tonem starszego brata. W pewnym sensie był dla mnie właśnie nim. Zawsze się o mnie martwił. Mimo tego, że dzielą nas trzy lata różnicy wieku, to dogadujemy się jakbyśmy byli na równie. Jack zawsze powtarzał, że liczy się dojrzałość umysłowa, nie fizyczna, a ja zawsze się z nim zgadzałam.
- Okey. Muszę kończyć, bo dochodzę do szkoły - powiedziałam, gdy stałam prawie przed drzwiami budynku.
- Dochodzisz? - no tak. Zapomniałam dodać, że ten facet jest lekko zboczony.
- Weź się jo! Narka.
- Na razie mała - rozłączyłam się i weszłam do szkoły. Rozmowy z tym idiotą zawsze poprawiały mi humor. Gdy pokłóciłam się pierwszy raz na poważnie z rodzicami, poszłam właśnie do niego. Zresztą to był pierwszy i ostatni raz. Potem się pilnowałam, bo trzeba przyznać, że mój ojciec jak się wkurzy potrafi naprawdę głośno wrzeszczeć. Całą noc płakałam wtulona w ramię chłopaka, a on po prostu gładził mnie po włosach, słuchał i pocieszał. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się i ruszyłam do sali od biologii. Od początku coś mi tu nie pasowało, mianowicie to, że Issy stała po jednej stronie korytarza, a James i reszta po drugiej. Podeszłam do blondynki, która wyglądała jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Coś się stało? - zapytałam stając obok niej. Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami, w których widać było powstrzymywane łzy.
- A co się miało stać? - jej głos się załamywał i miałam wrażenie, że z całych próbuje się nie rozpłakać.
- Issy...
- James ze mną zerwał! Zadowolona?! - o co jej chodzi?
- Mogę wiedzieć dlaczego krzyczysz? - zapytałam zirytowana. Człowiek chce pomóc, a na niego krzyczą.
- Zerwał ze mną dla ciebie! - wręcz wrzasnęła i pobiegła w przeciwną stronę. Dla mnie?! Przecież to niemożliwe! Zerwałam z nim i raczej nie dawałam mu znaków, które miałyby znaczyć, że chcę do niego wrócić. Szybkim krokiem podeszłam do paczki znajomych.
- O! Cześć - Rose i Jassmine przywitały się ze mną przytuleniem, a chłopacy przybyli mi piątki. Wszyscy oprócz James'a, któremu nie dałam na to szansy.
- Co ty sobie myślisz? Że możesz tak po prostu bawić się czyimiś uczuciami?! - dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. Wszyscy oprócz oskarżonego patrzyli się na nas z niezrozumieniem.
- Lils, o co ci chodzi? - Chris jako jedyny odważył się odezwać.
- No, o co chodzi słoneczko - zapytał James z cwanym uśmieszkiem.
- O to, że wykorzystujesz dziewczyny - powiedziałam z jadem w głosie i popchnęłam go.
- Oj słoneczko, ależ to nic osobistego. Ona sama do mnie przyszła - na te słowa nie wytrzymałam i dałam mu w twarz. On zachwiał się i mi oddał. Patrzyłam na niego osłupiała, a po chwili mój wzrok zarejestrował jak poleciał na podłogę.
- Jeszcze raz ją tkniesz, a pożałujesz - wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Luke'a. Wyrażał on czystą furię, a ja musiałam przyznać, że w tamtej chwili bałam się go jak cholera. Chciał go uderzyć jeszcze raz, ale kątem oka widziałam jak Michael go powstrzymał.
- Wszystko okey? - Calum podszedł do mnie i próbował dotknąć mojego ramienia, ale byłam w za dużym szoku. Odsunęłam się jak oparzona i spojrzałam na niego, wielkimi ze strachu, oczami. Następnie mój wzrok przesunął się na Hemmings'a, który był uspokajany przez Ashton'a, Bałam się go jak diabli, ale starałam się tego nie okazywać. Paczka Olsona patrzyła się na to wszystko w osłupieniu. Chyba wciąż nie docierało do nich co tak naprawdę się stało. Luke chyba miał zamiar do mnie podejść, ale nie dałam mu na to szansy. Zaczęłam biec w stronę wyjścia. Słyszałam jak mnie wołał, ale się nie zatrzymałam. Nie potrafiłam. Za bardzo się bałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam na przystanek. Roztrzęsiona usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. To było dla mnie za dużo. To jak mnie uderzył. Wiedziałam, że James jest zdolny do wszystkiego, ale to zrobił...Wciąż to do mnie nie docierało. Nagle poczułam wibracje w kieszeni jeans'ów. Świetnie! Jeszcze tego brakowało!
- Halo?
- Co się stało?! Dlaczego płakałaś - uśmiechnęłam się przez łzy na głos chłopaka. On zawsze się o mnie martwił. Chociaż on.
- James - to jedno imię wystarczyło, żeby zrozumiał.
- Gdzie jesteś? - zdziwiłam się, bo nie wiedziałam po co mu ta informacja.
- Na przystanku niedaleko mojej szkoły - podałam mu adres, a on powiedział, że mam tak zostać i się rozłączył. Ja za to westchnęłam i włożyłam słuchawki do uszu. Włączyłam Heartbreak Girl. Trzeba przyznać, że powoli staję się ich fanką. Uśmiechnęłam się lekko, bo to była troszkę absurdalna myśl z racji, iż przed chwilą jeden z nich sprawił, że byłam śmiertelnie przerażona. Moje przemyślenia przerwała biała Kia Optima, która zaparkowała na wysepce dla autobusów. Kompletnym szokiem była osoba, która wysiadła z auta. Podbiegłam do chłopaka i się do niego przytuliłam. On odwzajemnił ten gest i zaczął mnie uspokajająco głaskać po włosach. Ja tylko mocniej wtuliłam się w jego ramiona i bardziej się rozpłakałam. Po chwili pomógł mi wsiąść do samochodu i zajął miejsce kierowcy. Zaczął jechać w sobie tylko znanym kierunku, a ja wciąż płakałam. Wciąż bolało mnie to, że James mnie uderzył. Bolało mnie to, że zachował się jak ON. Po jakiś 15 minutach drogi auto się zatrzymało, a my wysiedliśmy. Zostałam zaprowadzona do jakiegoś pokoju, a chłopak usadził mnie na łóżku i powiedział, że zaraz wróci. Skuliłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Większość ściany na przeciwko mnie stanowiło lustro. Na przeciw łóżka była plazma, a na podłodze pod nią - trzy białe pufy. Obok nich był biały, wiszący fotel z jasno-niebieską poduszką. Po drugiej stronie stało białe biurko, a na nim czarny laptop. Cały pokój był czarno-biały i bardzo w stylu gospodarza. Zwłaszcza, że po bokach telewizora było dwóch tancerzy. Wciąż nie docierało do mnie, jakim cudem on tu jest, ale byłam mu za to wdzięczna. Poza tym chłopak chyba miał moce paranormalne, bo gdy tylko o nim pomyślałam, on wszedł do pokoju z tacą, na której stały dwa kubki z herbatą i moje ulubione, czekoladowe ciasta. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok, a on postawił tacę na szafce nocnej i usiadł obok mnie. Od razu się do niego przytuliłam, a on objął mnie ramionami. Był moją opoką. Przy nim zawsze czułam się bezpiecznie i dobrze. Przy nim czułam się potrzebna.
- Co się stało? - zapytał z zatroskanym wyrazem twarzy.
- James...on... - nie potrafiłam tego z siebie wydusić. Mój przyjaciel to zauważył i złapał mnie delikatnie za brodę, po czym skierował mój wzrok w stronę swojej twarzy.
- Co on zrobił? - był poważny, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że to nie skończy się dobrze dla Olsona.
- Uderzył mnie - powiedziałam przez łzy, a chłopak tylko mocniej mnie przytulił. To był jego kolejny plus. Równie dobrze mógł teraz skoczyć na równe nogi i powiedzieć coś w stylu ,,zabiję tego...'', ale on wiedział, że to tylko pogorszyłoby mój stan. Siedzieliśmy chwilę w ciszy, którą postanowił przerwać gospodarz domu.
- Wiesz, że mu tego nie daruje, prawda? - powiedział to spokojnie i bardzo się z tego cieszyłam. Ostatnie czego mi brakowało, to jego gniewny ton.
- Wiem, ale mogę cię zapewnić, że dostał już nauczkę i chyba ma złamany nos - powiedziałam cichutko, ale chłopak i tak to usłyszał.
- Od kogo? - zapytał ze zmarszczonymi brwiami.
- Od...nie ważne - westchnęłam. Nie chciałam mu mówić o chłopakach, bo zaraz zacząłby zadawać pytania, a to nie jest dla mnie łatwy temat. Na szczęście on tylko pokiwał ze zrozumieniem głową i trzymał mnie w ramionach dopóki nie zasnęłam.



Hmm...Szczerze? Rozdział miał być dłuższy, ale po tym co stało się z Michaelem odechciało mi się chwilowo pisać. Po prostu...Ugh. Nawet nie umiem się wysłowić. W każdym razie część rozdziału wyszła chyba trochę ,,sztuczna'' i was za to przepraszam :( 
Tak czy siak, mam nadzieję, że z Mickey'em będzie wszystko okey. I wy chyba również. 
To...do następnego.


PS. Jeżeli lubicie czytać ff o 1D to zapraszam: Never Give Up
Opowiadanie wystartuje na początku września, ale wszystko jest już prawie gotowe. Gdy 20 czerwca dostanę zwiastun wszystko będzie zapięte na ostatni guzik :) Mam nadzieję, że przyjmiecie je równie ciepło jak Dance Is My Life 

9 czerwca 2015

Rozdział 16

Było 5 komentarzy, więc jest i 16 rozdział!
Dedyk dla: @5sos_Poland i @naillbymyninja
Muzyka
,, Can We Dance ''

 Przez całą noc nie mogłam spać, co odbiło się na moim samopoczuciu w szkole. Gdy tylko przekroczyłam jej próg wszyscy spojrzeli się na mnie. Nie rozumiałam o co im chodzi. Byłam ubrana w szarą bluzkę z rękawem 3/4 i motywami indiańskimi. Pod nią miałam czarną bokserkę. Do tego szare jeansy, buty i wisiorek z serce. Włosy miałam związane w luźnego warkocza, który przerzuciłam przez prawe ramię. Według mnie wszystko było w porządku, ale oni myśleli chyba coś innego. Szybko podeszłam do swojej szafki i próbowałam nie zwracać uwagi na palące spojrzenia innych uczniów. Po chwili zdarzyło się coś, czego nie przewidziałam. Podeszła do mnie ruda dziewczyna mniej więcej mojego wzrostu i podała mi dłoń.
- Cześć! Jestem Rozalinda. Dla przyjaciół Rose - powiedziała z uśmiechem.
- Lilianna - z niepewnością uścisnęłam jej rękę, a ona się zaśmiała. Jeżeli wcześniej ktoś się na mnie nie gapił, to teraz zaczął. Moja nowa koleżanka chyba zauważyła, że coś jest nie tak i spojrzała na ludzi, którzy byli na korytarzu.
- Na co się gapicie? Nie ma cie niczego lepszego do roboty? - zapytała lekko oschłym tonem po czym odwróciła się z uśmiechem w moją stronę - nie zwracaj uwagi na tych głąbów - powiedziała, a ja się do niej uśmiechnęłam.
- Okey, spróbuje.
- Masz teraz zajęcia z tańca co nie? - pokiwałam twierdząco głową - no to zamykaj szafkę i chodź! Jestem z tobą w grupie - trochę zdziwiła mnie ta informacja, ponieważ nigdy wcześniej jej nie widziałam, ale zrobiłam tak, jak powiedziała. Po chwili byłyśmy w drodze do sali. Szłyśmy powoli, bo miałyśmy jeszcze około dwadzieścia minut.
- Idziesz dzisiaj na nabory do cheerleader? - zapytała ni z tego, ni z owego.
- To już dzisiaj? - pokiwała głową - Nie wiem - powiedziałam z niepewnością.
- Moim zdaniem powinnaś iść. Z tego co wiem, pani Meakin kazała przekazać ci liścik - tym razem ja potwierdziłam - Więc moim zdaniem nie powinnaś iść. Moim zdaniem ty musisz iść - odparła podkreślając słowo ,,musisz''. Ja zaśmiałam się w odpowiedzi.
- Uwierz mi, że ja i cheerleaderki to dwie różne bajki - To była 100% prawda. Z tego co zdążyłam zaobserwować w mojej poprzedniej szkole, cheerleaderki ubierały się w obcisłe stroje i ,,łasiły się'' do facetów z drużyny futbolowej. Więc to raczej nie ja.
- Ej! No weź! Chodź ze mną! Będzie fajnie - powiedziała z entuzjazmem. Ja tylko pokręciłam z politowaniem głową. Szczerze? Tak bardzo wciągnęła mnie nasza rozmowa, że nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłyśmy się pod salą. Rose od razu podeszła do Christophera i się do niego przytuliła. Nawet nie zauważyłam, że ta banda tu stała.
- Widzę, że poznałaś już moją kuzyneczkę - stwierdził po tym, jak razem podeszłyśmy pod klasę. A więc byli rodzeństwem...
- Tsia - powiedziałam. Czułam się lekko niezręcznie i zaczęłam kiwać się na piętach w przód i w tył. Grupa chyba zauważyła, że coś jest nie tak i dostałam kuksańca w ramię od jednej z dziewczyn.
- Ej! Przecież cię nie zjemy - zachichotała - Jestem Jasmine - podała mi rękę, a ja ją uścisnęłam. Była mniej więcej mojego zrostu. Miała ciemno-kasztanowe włosy i również ciemne, brązowe oczy.
- Ja nie byłbym tego taki pewien - z tyłu usłyszałam głos James'a. Chłopacy od razu się zaśmiali. Spiorunowałam go wzrokiem w odpowiedzi.
- Oj, słoneczko. Nie złość się tak. Po prostu z taką figurą...- powiedział taksując mnie wzrokiem. Ja za to uśmiechnęłam się jadowicie.
- Przykro mi słoneczko, ale ja nie zamierzam być kolejną panienką na twojej liście zdobycz - warknęłam z naciskiem na słowo ,,słoneczko''. Cała paczka wybuchła śmiechem i, o dziwo, Olson też uśmiechnął się kącikiem ust.
- Wiesz co ci powiem? - podniosłam do góry prawą brew na znak, że słucham - ta przeprowadzka dobrze ci zrobiła - prychnęłam w odpowiedzi. Akurat w tym momencie pani Meakin otworzyła drzwi do sali. Wszyscy weszliśmy do środka i, jak zwykle, rozeszliśmy się do szatni. Gdy cała grupa była przebrana wróciliśmy do sali.
- No dobra! Niedługo będzie pokaz talentów - na te słowa Sam spojrzał się na mnie, nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł, a ja kiwnęłam głową - i postanowiłam, że na ten czas przejdziemy do hip-hop'u - powiedziała i puściła nam piosenkę z magnetofonu. Od razu poznałam, że to Fat Boy Slim - Champion Sound.
- Teraz zróbcie sobie rozgrzewkę indywidualną. Spróbujcie zatańczyć i rozeznać się z piosenką - zarządziła instruktorka. Po jej słowach Christopher wskazał mi ręką, żebym do nich podeszła, co niechętnie zrobiłam.
- Kiedy i gdzie robimy pierwszą próbę? - zapytał bez ogródek James.
- Może u mnie? Moglibyście przyjść do mnie jutro po lekcjach - zaproponowała Jasmine. Wszystkim pasowało, więc zgodziliśmy się i zaczęliśmy tańczyć.
Lekcja minęła w miarę spokojnie. Pani pokazała nam układ, który był dosyć prosty. Przez przerwę trzymałam się z grupą James'a. Byli dosyć mili, co naprawdę mnie zdziwiło. Z Olsonem postanowiliśmy się ignorować, ale za to bardzo miło mi się rozmawiało z Rozalią i Jasmine. Przez następną lekcję - biologię, siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. I tak czułam na sobie palące spojrzenia całej klasy, a najgorsze było to, że nie wiedziałam o co im chodzi. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z klasy jako pierwsza. Miałam zamiar wyjść na dwór jednak coś, a raczej ktoś mnie powstrzymał.
- A ty gdzie się wybierasz? - przede mną stały Rose i Jasmine.
- Na plac? - słysząc moje słowa obie się zasmiały.
- O nie, nie, nie. Teraz idziemy do sali od w-f'u na casting do cheerleaderek - powiedziały, a ja momentalnie stałam się blada jak trup. O nie! Ja się nie zgadzam! Chciałam zaprotestować, ale dziewczyny zaczęły mnie ciągnąć w stronę sali. Zdziwiłam się, bo byli tam już Chris ( kazał mówić mi na siebie zrobieniem, bo nie znosił swojego imienia), Sam i James.
- Co wy tu robicie? - zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Będziemy was dopingować i trzymać kciuki - powiedział Corey, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja strzeliłam facepalm'a w myślach. Serioza? Weszłyśmy do sali, w której było już około trzydzieści dziewczyn. Spojrzałam z niepewnością na moje koleżanki, a one wepchnęły mnie do środka. Z miną cierpiętnicy stanęłam w szeregu. Pani Meakin, które organizowała ten ,,konkurs'' spojrzała na nas i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Plan jest taki. W komisji są cztery osoby. My puścimy wam muzykę, a wy będziecie improwizować - zarządziła i włączyła piosenkę Jetty - I'd Love to Change the World. Szczerze? Gdy zobaczyłam jak one tańczą, chciałam paść na ziemię i tarzać się ze śmiechu. Koniec końcem najlepiej wypadła nasza trójka. Jednak i tak w drużynie musiało być 10 dziewcząt i przeszło jeszcze 7 tych, które przynajmniej się starały, a nie udawały. Ogólnie cały dzień minął mi dosyć szybko.
Jednak dopiero, gdy wyszłam ze szkoły dotarło do mnie, że przez cały dzień nie widziałam Isabelli. Zmarszczyłam brwi i szłam w stronę przystanku. Może zachorowała? 
- Hmm. Ciekawe..-mruknęłam sama do siebie i kontynuowałam moją drogę.
- Lilianno! - nagle usłyszałam jak znajomy głos woła moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam tą samą brunetkę co wtedy w łazience! Dziewczyna podbiegła do mnie, a gdy już stała naprzeciwko, oparła dłonie na kolanach i zaczęła dyszeć z wysiłku.
- No! Już myślałam, że cię nie dogonię - powiedziała, gdy unormowała swój oddech.
- A czemu mnie goniłaś? - zapytałam z uśmiechem.
- Posłuchaj mnie uważnie - spoważniała - wiem, że ostatnio wydarzyło się wiele rzeczy, ale nie pozwól wciskać sobie kitów. Zostałaś okłamana. To boli, ale wiedz, że oni mieli swoje powody! Nie powinnaś ich odtrącać, bo robili to dla twojego dobra! - nie musiałam długo myśleć, żeby domyślić się o kogo chodzi.
- Dla mojego dobra?! Luke powiedział, że to może zaszkodzić naszej przyjaźni! Jak ich zespół miał niby zaszkodzić naszym relacjom?! - gdy tylko skończyłam mówić, dziewczyna oworzyła szeroko oczy.
- Ty...Skąd? - wyglądała na zszokowaną. Oczy prawie wyszły jej z orbit i gdyby nie to, że rozmawiamy na poważny temat, zaczęłabym się śmiać.
- Potrafię łączyć fakty. Luke sam dawał mi podpowiedzi, a ja z nich korzystałam - No właśnie! Dawał podpowiedzi, czyli chciał, żebyś wiedziała, szepnęła moja podświadomość.
- I dlatego to robisz? - zapytała ze łazami w oczach.
- Dlatego robię co?
- Mówiłaś im, że nienawidzisz Jamesa, a teraz trzymasz się z nimi na każdej przerwie. Co co to daje? Co chciałaś osiągnąć? - każde jej słowo wbijało się w moje serce jak sztylet. Miała rację. Nie zaprzeczę, bo musiałabym skłamać.
- A skąd wiesz, że tu chodzi o nich? - gadałam bzdury, ale w tamtej chwili nie potrafiłam przyznać jej racji. Jeszcze nie.
- A o kogo? - czemu ona musi być taka uparta?!
- Nikogo - powiedziałam oschle i poszłam szybkim krokiem w stronę przystanku. Wiem, że zachowałam się jak najgorsza suka, ale nie potrafiłam inaczej. A może nie chciałam?

******

Tik, tak, tik, tak. Zegar tykał, a poprawy brak. Wciąż byłam przybita, a mój stan psychiczny był daleki od choćby poprawnego. Cały czas myślałam nad tym, jak potraktowałam tamtą brunetkę. Chciała po prostu porozmawiać, a ja zachowałam się gorzej niż...Nawet nie wiem do czego lub kogo to porównać! Ugh. Usiadłam na krześle i włączyłam laptopa. W wyszukiwarce YouTube wpisałam ,, 5 Seconds Of Summer ''. Tak, przyznaje, że polubiłam ich muzykę. Wczoraj słuchałam piosenek, których urywki wysyłał mi Luke. Szczerze? Coraz częściej zaczynam myśleć, czy w ogóle ma sens, ale wtedy przypominam sobie o rodzicach, szkole, Alex i wszystkich innych ludziach, których znam. Podskoczyłam ze strachu na dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Halo?
- Lils? Możemy porozmawiać - po drugiej stronie usłyszałam niepewny głos Ash'a. Westchnęłam.
- Okey
- Posłuchaj...Wiem, że jesteś zła i wgl. Wiem, że pewnie myślisz, że zaraz odpalę tekst typu ,,zrobiliśmy to dla twojego dobra'' itp, ale nie. Prawda jest taka, że chcieliśmy ci powiedzieć, ale wiemy jak to by się skończyło. Ludzie od razu by lgnęli do ciebie jak ćmy do ognia, bo znasz nas. Zresztą dziwie się, że już nie zaczęli się dziwnie zachowywać w stosunku do ciebie - na te słowa przypomniał mi się dzisiejszy dzień w szkole. To o to chodziło...
- Ale dlaczego nie powiedzieliście mi po prostu o zespole?
- Bo wiedzieliśmy, że sama się domyślisz, a nam nie było wolno - mogłabym przysiąc, że uśmiechał się, kiedy to mówił!
- Jak ręka?
- Dobrze. Za półtora tygodnia powinni zdjąć mi gips - powiedział, a mi ulżyło. Przecież to między innymi z mojego powodu ma złamaną rękę. Przez chwilę panowała między nami cisza, ale mi to nie przeszkadzało. Po chwili usłyszałam jak chłopak wzdycha.
- Muszę kończyć. Zaraz mamy naradę zespołu. Śpij dobrze - jakim cudem ja nie potrafię być na niego zła?!
- Słodkich snów - po tych słowach się rozłączyłam. Dlaczego moje życie tak pędzi w przód? Niedawno nienawidziłam James'a i przyjaźniłam się z Lukiem, Michaelem, Calumem i Ashtonem. Dzisiaj jestem w stanie wojennym z chłopakami, a trzymam się grupą Olson'a. Serio? Westchnęłam i podeszłam do lustra wiszącego na szafie. Zobaczyłam w nim dziewczynę o ciemnych, długich, lekko falowanych włosach i brązowych oczach. Jej skóra była blada. Miała opuchnięte od płaczu oczy, a wyraz jej twarzy wyrażał zmęczenie. Jak można tak szybko zmienić się z pełnej energii nastolatki, w dziewczynę, która wyglądała jak trup. Osobę, która pomimo swojego wieku wyglądała jakby przeszła tyle co osoba w wieku sześćdziesięciu lat. Po moim policzku spłynęła jedna, jedyna łza.
Nigdy więcej.

File:Aria417.gif

Sorka za cały rozdział. Nie wyszedł mi, bo niektóre części pisałam z przymusu. Dlaczego? Mój humor raczej nie szedł w parze z pisaniem tej notki, ale mam nadzieję, że jakoś ujdzie :)

7 czerwca 2015

Rozdział 15

Coś z okazji 5 tysięcy wyświetleń ;) Jesteście wielcy!
Zapraszam was na kolejny krótki i nudny rozdział!
,, Not Anymore ''

Była dokładnie 16:30, a za oknem padał deszcz. Chociaż nie. Powiedzieć, że padał, to za mało. Lało jak nie wiadomo co. To był jeden z tych nielicznych dni, gdy w Sydney szalała burza. Pogoda wcale nie pomagała mi w poprawie nastroju. Co prawda po rozmowie z Alex czułam się lepiej, ale mój ,,stan depresyjny'' wrócił razem z pójściem do szkoły. Luke'a i chłopaków nie było, a przynajmniej ja ich nie spotkałam. Do liceum podwiozła mnie mama, która o dziwo miała na późniejszą godzinę do pracy. W każdym razie ze szkoły wróciłam autobusem. Podczas zajęć i przerw starałam nie zwracać na siebie zbyt dużo uwagi. Tak jak wcześniej. Teraz, gdy siedzę na łóżku myślę sobie co by się stało, gdybym nie poznała chłopaków, gdybym się tu nie przeprowadziła, i gdyby James mnie nie zdradził. Jak wyglądałoby moje życie? Czy w tym momencie siedziałabym sama w pokoju patrząc na deszcz, czy może byliby ze mną Alex i James? Czy byłabym taką osobą jaką jestem teraz? Westchnęłam i wstałam. Chciałam włączyć komputer, ale przeszkodził mi w tym dzwoniący telefon.
- Halo?
- Hej. Jak się czujesz? - słysząc głos po drugiej stronie moje nogi zrobiły się jak z waty.
- A co cię to obchodzi? Czuję się świetnie! - powiedziałam lekko zbyt entuzjastycznie. 
- Nie wydaje mi się. W szkole nie wyglądałaś na taką wesołą - dlaczego mam wrażenie, że ma zmartwiony głos?
- Uwierz mi, że to nie twój interes. Chociaż nie, przepraszam. Chciałabym cię poinformować, że dziękuje za zniszczenie życia - chciałam, aby przez mój głos wyczuł, że jestem zła, ale byłam zbyt wykończona płaczem. Tak, niedawno skończyłam płakać. Znowu.
- A ja chciałbym ci przypomnieć, że cię ostrzegałem. I ja, i Christopher. Miałaś wybór. Mogłaś się wycofać w każdej chwili, ale nie. Przecież ty lecisz na kasę - powiedział z jadem.
- O co ci chodzi? Jaką kasę? Człowieku ogarnij się, ja nie wiem o czym ty mówisz - w odpowiedzi usłyszałam gorzki śmiech.
- Oczywiście, że nie. Przecież twoi książęta ci nie powiedzieli - o nie! Nie mówcie mi, że znowu...
- To ta tajemnica, tak? O to chodzi? - zapytałam, a po chwili usłyszałam jak klaszcze w dłonie.
- Brawo! Zawsze byłaś błyskotliwa, ale jak widać niezbyt spostrzegawcza. Nie zauważyłaś przypadkiem, że większość dziewczyn ze szkoły patrzy się na nich łakomym wzrokiem? - a co w tym dziwnego? Są przystojni, mili i często mają przebłyski inteligencji, więc według mnie to normalne.
- I co w związku z tym? - może pan mądrala mi to łaskawie wyjaśni.
- Pomyśl. Zawsze byłaś genialna w łączeniu faktów - i tym zakończył naszą rozmowę oraz podniósł mi ciśnienie. Wyszłam z pokoju i zeszłam schodami na dół. Następnie swoje kroki skierowałam w stronę kuchni. Wyjęłam wodę z szafki i się napiłam. To wszystko dzieję się tak szybko...Poszłam do salonu i walnęłam się na kanapę. Następnie wzięłam do ręki pilota. W telewizji nie było nic ciekawego, ale nudziło mi się, więc skakałam bezcelowo po kanałach. Telenowele, jakieś seriale, których nie znam, wiadomości, których nie lubię oglądać... Po co nam prawie 500 kanałów skoro i tak nie ma co oglądać?! Westchnęłam i dalej krążyłam bez celu po różnych stacjach. Miałam nadzieję, że jednak znajdzie się jakiś film, ale to było tylko marzenie, które jak widać, miało się nigdy nie spełnić. W końcu wyłączyłam telewizor i postanowiłam wrócić do swojego pokoju. Gdy do niego weszłam wzięłam do ręki moje mp3 i słuchawki, po zeszłam na dół. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Następnie zaczęłam biec w stronę parku. Było trochę po siedemnastej, więc słońce jeszcze świeciło, a droga zajęła mi kilka minut. Gdy byłam już na miejscu podeszłam do pierwszej ławki z brzegu i usiadłam, po czym zaczęłam się rozglądać. Wokół widziałam mnóstwo ludzi. Dziewczynki zbierały kwiatki i podawały je swoim mamą, a chłopcy biegali za psami razem z ojcami. Czasami można było też zobaczyć rodzeństwo, które bawiło się ze sobą. Było też kilka zakochanych par trzymających się za rękę i zwykłych przyjaciół, którzy się wygłupiali. Gdy tak na to wszystko patrzyłam myślałam, że zaraz znowu się popłaczę. Ja tu nie pasowałam. Moi rodzice ciągle byli w pracy, a dziewczyna, którą brałam za przyjaciółkę chodzi z moim byłym. O chłopakach już nie wspomnę. Nagle przypomniało mi się, jak moja rodzicielka wróciła wczoraj do domu.

Siedziałam na kanapie i przytulałam poduszkę. Oglądałam jakiś głupi serial, którego fabuły w ogóle nie rozumiałam. 
Nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Wiedziałam, że to moja mama wróciła, więc poszłam w tamtą stronę. Jak zwykle była nienagannie ubrana. Idealny kok, biała koszula z długim rękawem, czarna spódnica do kolan i czarne szpilki. Odwiesiła szary płaszcz na wieszak do szafy w przedpokoju i odwróciła się w moją stronę. 
Pocałowała mnie w policzek spojrzała się na mnie z uśmiechem.
- Jak było w szkole? Przepraszam, że cię nie obudziłam, ale musiałam wcześniej wyjść - powiedziała i skierowała się do kuchni.

Szczerze? Mimo wszystko nie spodziewałam się, że nie zauważy, że mnie nie ma. W tamtym momencie chciałam płakać, walić głową w ścianę, patelnią w łeb itp. No bo mimo wszystko, chyba powinna rano sprawdzić czy śpię w łóżku, co nie? Westchnęłam i patrzyłam się dalej na wesołych ludzi w nadziei, że choć odrobina ich szczęścia spłynie na mnie.
- Cześć - podskoczyłam ze strachu, bo nawet nie zauważyłam, że ktoś się do mnie przysiadł.
- O co chodzi? - gdy zobaczyłam osobę, która jest obok mnie wiedziałam, że zbliżają się kłopoty.
- A musi o coś chodzić? Może po prostu chciałem wyjść na świeże powietrze i zobaczyłem ciebie. Pomyślałem, że się do ciebie dosiądę, i tyle - powiedział, a ja prychnęłam.
- Aha. A tak na serio? - zapytałam spoglądając na niego.
- O matko! Nie mogłem się do ciebie dosiąść tak bez powodu!? - ta, jasne. Próbuj dalej Corey.
- Sam, może i znam cię zaledwie dwa tygodnie, ale wiem, że ty zawsze musisz mieć jakiś interes - odpowiedziałam kładąc nacisk na słowo ,,zawsze'', bo to była prawda. Gdy on, lub ktoś z jego paczki podchodził do kogoś spoza kręgu ,, popularsów '' zawsze miał w tym jakiś interes.
- No dobra. Masz mnie! Pod koniec września jest pokaz talentów, co nie? - pokiwałam głową na potwierdzenie - No właśnie! Jest konkurs, a my potrzebujemy jeszcze jednej tancerki, a z tego co mi wiadomo jest niezła. Co ty na to? - zapytał, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Serioza? - szczerze? Myślałam, że ten facet robi sobie ze mnie jakieś jaja.
- Tak, serioza - zaśmiał się z mojej odpowiedzi. No dobra...Tego się nie spodziewałam i trochę się tego obawiałam, bo wiedziałam, że James jest w ich grupie. Poza tym nawet nie wiedziałam w jakim stylu oni tańczą. Pewnie nie obejdzie się bez kłótni i awantur, a jeśli na serio robią sobie ze mnie żarty, to następnego dnia cała szkoła się o tym dowie. No dobra Whsikins, koniec wymówek!
- Okey - po spisaniu w myślach wszystkich ,,za'' i ,,przeciw'' zgodziłam się. I tak nie miałam nic do stracenia
- Serio? Wielki dzięki! Życie nam ratujesz! - powiedział, po czym dał mi szybkiego całusa w policzek i pobiegł w sobie tylko znaną stronę. W co ja się wpakowałam...

******

Gdy wróciłam do domu, od razu zaczęłam gorączkowo myśleć nad tym, co ja najlepszego zrobiłam. Miałam nie zwracać na siebie uwagi, a występowanie w konkursie talentów ze szkolnymi fejamami raczej mi w tym nie pomoże. Chodziłam po pokoju w tą i z powrotem, gdy nagle usłyszałam dźwięk sms'a. Chwyciłam telefon i otworzyłam wiadomość.

I jak ci idzie poszukiwanie prawdy? Coś wymyśliłaś?
A tak na marginesie, to muszę ci przyznać, że nie spodziewałem się, iż przystaniesz na propozycję Sam'a i się do nas przyłączysz. Widać jednak masz trochę oleju w głowie. Z nami wygrasz ten konkurs :)
James XOXO ;)

Co za dupek, imbecyl, idiota, cymbał, pieprzona gwiazdeczka z internetu i...
Nagle wpadłam na pewien pomysł. Szybko włączyłam laptopa i przeszukałam sms'y w telefonie szukając tych od Luke'a. Wpisałam jeden z pierwszych nich do przeglądarki i wyszukałam. W wynikach pokazał mi się link do stronki ,,tekstowo''. Wybrałam go i okazało się, że wykonawcą tego kawałka jest jakieś 5 Seconds Of Summer. Wpisałam resztę sms'ós i za każdym razem to byli oni. No, poza tym tekstem Nickelback. Wstukałam ich do przeglądarki, a po chwili wyskoczyło mi trylion wyników. Skakałam wzrokiem po wszystkich linkach. Kliknęłam na  pierwszy z filmików o tytule ,,Heartbreak Girl''. Po chwili poleciała muzyka, a ja zobaczyłam...Caluma! Nie, to nie możliwe... Weszłam na konto, które wysłało ten filmik i po chwili pojawiło się kilkanaście innych. Na wszystkich była ta sama czwórka. Luke i Michael grali na gitarach elektrycznych, Calum na basowej, a Ashton na perkusji.
Zawsze to oni śpiewali. 
Oni byli gwiazdami, bo to były ich filmiki. A raczej gwiazdorskie teledyski.
Czyli to było ich sekretem. 
Tajemnicą, które przede mną ukrywali było 5 Seconds Of Summer...



Szczerze? Rozdział taki krótki, że wstyd mi go wstawiać, ale musiałam skończyć w tym momencie, bo bym nie była sobą.
I co wy na to? Lily dowiedziała się, że chłopaki mają zespół...
Sam zaproponował jej przyłączenie się do ich grupy tanecznej na pokaz talentów...
Akcja się rozkręca...

PS. Zapraszam na ff mojej czytelniczki: All Of Me
Serdecznie polecam ;)
PS2. 16 Będzie około ( minimum ) 3 razy jak ten

2 czerwca 2015

Rozdział 14

Pojawiły się zakładki ,,zapytaj mnie'' i ,,spam'' do których serdecznie zapraszam :)
,, Somebody To You ''

Biegnę przez las. Jest ciemno, a ja czuję przeraźliwe zimno. Nie wiem dokąd zmierzam.
Po prostu to robię. Czuję, że gdybym się zatrzymała, to byłby mój koniec.
Nagle potykam się o gałąź i upadam.
Słyszę kroki.
Próbuję się podnieść, ale nie potrafię. Jakaś dziwna siła popycha mnie ku ziemi.
Tajemnicza postać jest coraz bliżej. Ze łzami w oczach czekam na śmierć, gdy…

- Halo! Wstawaj! – poczułam jak ktoś gwałtownie potrząsa moimi ramionami, a ja podnoszę się z krzykiem. Oddychałam szybko i płytko, a w oczach miałam łzy.
- Co się stało? Wszystko okey? -  ledwo słyszałam głos, który do mnie mówił. Wciąż przeżywałam tamten sen. Wciąż przeżywałam tamten strach. Tamten odór śmierci. Po chwili poczułam jak ktoś mnie przytula, zaczęłam się wyrywać ze strachu, jednak tamta osoba nie odpuszczała. Po chwili usłyszałam piękny, melodyjny śpiew.

I dedicate this song to you,
The one who never sees the truth,
That I can take away your hurt, heartbreak girl.
Hold you tight straight through the day light,
I'm right here. When you gonna realise
That I'm your cure, heartbreak girl?

Nie znałam tej piosenki. Głos śpiewał ją jak kołysankę, ale wydawało mi się, że pierwotnie nią nie była. Powoli, z każdym wersem, uspokajałam się, a mój oddech znów stał się miarowy. Łzy przestawały płynąć po mojej twarzy, a ja zaczęłam czuć się bezpieczna. Bezwiednie wtuliłam się w postać, a ona zacieśniła swój uścisk.

******


- Ej! Wstawaj śpiochu! – głos Luke’a wybudził mnie ze snu – No! Już myślałem, że się nie obudzisz. Śniadanie zaraz będzie gotowe, więc radzę ci się ubierać – powiedział i po dokładnym przetasowaniu mnie wzrokiem, dodał – no chyba, że chcesz zjeść przy mnie śniadanie w taki stroju. Ja osobiście nie mam nic przeciwko – na te słowa rzuciłam w niego poduszką i szczelniej okryłam się kołdrą. Chłopak tylko się zaśmiał i przed wyjściem z pokoju puścił mi perskie oczko. Już miałam ruszyć swoje cztery litery z łóżka, gdy nagle wróciły do mnie wydarzenia z nocy. Ale czy to na pewno była jawa? Te wspomnienia były zamglone, a ja pamiętam wszystko jedynie przez łzy. Może to naprawdę był tylko sen? Tego nie wiedziałam, ale byłam pewna jednego – nie chcę do tego wracać. W końcu wstałam z łóżka i zgarnęłam z ziemi moje wczorajsze ciuchy. Byłam zbyt padnięta, żeby chociażby powiesić je na fotel. Ruszyłam w stronę łazienki po drugiej stronie korytarza. Najpierw wychyliłam głowę, żeby sprawdzić, czy nasz kochany pan Hemmings nie postanowił mnie zaskoczyć. Gdy upewniłam się, że droga wolna, wyszłam z pokoju. W łazience spędziłam więcej czasu niż wczoraj, ponieważ musiałam zmyć resztki makijażu i rozczesać włosy palcami, a przy ich długości i gęstości jest to Mission Impossible. Kiedy w końcu mi się to udało, weszłam pod prysznic. Niestety, po pewnym czasie dotarło do mnie, że moje troski nie spłyną ze mnie jak krople wody, i wyszłam spod prysznic. Szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Luke siedział w salonie, a śniadanie stało na stoliku. Wyglądało na to, że chłopak nie ruszył jeszcze swojej porcji jajecznicy, a gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i poklepał miejsce obok siebie. Chętnie przystałam na jego propozycję i po chwili siedziałam obok niego na kanapie i razem zajadaliśmy się jajecznicą. Trzeba przyznać, że wyszła mu całkiem niezła.
- To co dzisiaj robimy? Oprócz odwiedzenia Ashton’a – powiedział, gdy zobaczył moją minę. Ja w odpowiedzi westchnęłam.
- Nie wiem. Nie znam zbytnio Sydney. Przeprowadziłam się tu w sierpniu, ale byłam tylko w centrum handlowym, pobliskim sklepie, szkole i parku – dosyć długa lista, prawda?
- Zapomniałaś o szpitalu – powiedział z cwanym uśmiechem, a ja dałam mu kuksańca w żebro – no dobra, dobra. To może po południu jedziemy na lody? – zapytał, a ja przyznałam, że to niezły pomysł.
- A jak zauważy nas ktoś ze szkoły? Może i chodzę do tej szkoły zaledwie dwa tygodnie, ale wiem, że niejedna osoba wagaruje. Nie żeby coś, ale wolę być czysta w razie czego – powiedziałam, a on kiwną głową ze zrozumieniem. Już miał coś powiedzieć, gdy na kanapę wskoczyło, tak lubiane przeze mnie, bydle.
- Molly! – zawołałam, a suczka od razu zaczęła merdać ogonem i lizać mnie po twarzy. Tym razem sama w porę ją od siebie odsunęłam i zaczęłam głaskać.
- Pierwszym punktem na liście rzeczy do zrobienia, będzie wyjście z psem – powiedział z uśmiechem chłopak, a ja ochoczo się zgodziłam. On zaniósł talerze do kuchni, a ja poszłam do łazienki umyć twarz. Po 5 minutach oboje byliśmy na dole. Po założeniu Molly smyczy, wyszliśmy z domu. Oboje stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jeśli najpierw pójdziemy do mnie, żebym mogła się przebrać, a następnie skierujemy się do parku. Droga do mojego domu minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Co chwilę się śmialiśmy, a przechodnie patrzyli na nas, z dziwnymi minami. Luke raz zaproponował, żebym spróbowała potrzymać Molly. Na początku nie czaiłam o co chodzi z tym całym próbowaniem. No bo co jest trudnego w tym, żeby utrzymać psa na smyczy? Jednak, gdy tylko owy przedmiot wpadł w moje ręce, zrozumiałam. Suczka zaczęła biec jak szalona, a ja za nią. Miałam szczęście, że Hemmings szybko biegał, bo inaczej pewnie skończyłabym nie wiadomo gdzie. Chłopak szybko przejął smycz i uspokoił zwierzę, po czym podał mi rękę.
- Dziękuje, ty mój bohaterze – mruknęłam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że to była stu procentowo jego wina. Szliśmy dalej, a ż po około trzech minutach stanęliśmy przed moim domem. Otworzyłam drzwi kluczami i wpuściłam ich do środka. Powiedziałam Luke’owi, gdzie znajdzie miskę w którą może nalać wody dla Molly, oraz gdzie są napoje. Ja natomiast poszłam na górę do mojego pokoju, żeby się przebrać. Wybrałam zwykłe, jeansowe spodenki i t-shirt. Do tego ubrałam moje ulubione conversy i rozczesałam włosy. Przed zejściem na dół, poszłam jeszcze umyć zęby. Gdy weszłam do salonu, od razu zauważyłam rozwalonego na kanapie Hemmings’a i psa, który leżał obok sofy. Na stole stały dwie szklanki z wodą. Gdy mój gość mnie zauważył podniósł się do ,,normalnej’’ pozycji siedzącej i poklepał miejsce obok siebie. Ja usiadłam i zanim zdążyłam zareagować, chłopak położył swoją głowę na moich kolanach. Szybko zepchnęłam go na podłogę, a on z jękiem poleciał na dywan. Molly od razu do niego podeszła i zaczęła lizać go po twarzy. Widząc to, śmiałam się z jego prób odepchnięcia od siebie psa. Będąc jakże dobroduszną osobą pomogłam mu i zaciągnęłam suczkę na kanapę. Luke leżał jeszcze przez chwilę na dywanie, po czym podniósł się i z miną seryjnego mordercy złapał mnie w pasie i przerzucił sobie mnie przez ramie. Zaczęłam na niego wrzeszczeć, żeby mnie puścił, ale on nic sobie z tego nie robił i zaczął kręcić się wokół własnej osi. Ja za to piszczałam. Pies za to patrzył się na nas jak na idiotów. W końcu mój oprawca się nade mną zlitował i postawił mnie na ziemi. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było walnięcie go w ramię. Niezbyt mocno, ale jednak. Chłopak potarł się po tym miejscu udając, że to na serio go bolało. Ja tylko pokręciłam z politowaniem głową i spojrzałam na niego z podniesioną brwią. Już miałam rzucić jakąś uszczypliwą ripostę, ale dzwoniący telefon Luke’a mi przeszkodził.
- Halo? – odebrał, a po chwili zmarszczył brwi. Pokazał mi ręką, że zaraz wraca i wyszedł z salonu. Słyszałam tylko urywki słów i podniesiony głos chłopaka. Brzmiał na zdenerwowanego. Mówili coś o jakimś występie, ludziach, popularności i reszcie chłopaków. Trochę mnie to zdziwiło, ale siedziałam dalej w pokoju i głaskałam Molly. Po jakiś dziesięciu minutach wrócił do pokoju, a jego mina niezbyt mi się podobała. Zanim zdążyłam zapytać co się stało, on zaczął mówić
- Muszę wyjechać – powiedział, a mnie zatkało. Gdyby nie jego poważny ton i wyraz twarzy pomyślałabym, że to żart.
- A-ale jak to? – chciał tak po prostu wyjechać?
- To bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Uwierz mi, że chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę
- Jak to nie możesz? Ktoś ci zabronił – z każdym jego słowem cała sprawa coraz bardziej mnie intrygowała i miałam dziwne wrażenie, że to ma coś wspólnego z tą rzeczą, którą przede mną ukrywają.
- Mówiłem ci, że to bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Już ci mówiłem, że niedługo dowiesz o co chodzi – czyli miałam rację. To o to w tym wszystkim chodziło.
- Więc to ma związek z tą rzeczą, którą przede mną ukrywacie? Dlaczego nie możecie po prostu mi powiedzieć? – nie żeby coś, ale powiedziałam im rzecz, o której nie wiedział nikt. Zaufałam im, więc dlaczego oni nie ufali mnie?
- Powiedziałem ci, że nie mogę! – Luke zaczął podnosić głos, co nie za bardzo mi się spodobało.
- A możesz mi chociaż zdradzić dlaczego?
- Uwierz mi, że nie mogę! – teraz praktycznie krzyczał – naprawdę bym chciał, ale wiem, że to mogłoby cię przerazić. To zbyt wielki ciężar do uniesienia! – że co? O czym on mówi?
- Sądzisz, że nie byłabym w stanie unieść ciężaru waszej ,,wielkiej tajemnicy’’ – przy ostatnich sowach zrobiłam palcami cudzysłów.
- Mogę się założyć, że tak – no dobra. Niby nic, ale to na serio bolało. I to jak cholera. Nie ufał mi i sądził, że nie dam sobie rady z ich tajemnicą.
- Czyli sądzisz, że jestem słaba?
- Nie żeby coś, ale… - nawet nie musiał kończyć.
- Sądzisz, że jestem słaba bo co? Bo boję się mojego byłego? Bo nie potrafię wytrzymać presji? No dawaj! – byłam coraz bardziej wkurzona. On tylko westchnął.
- Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę nie powinnaś o tym wiedzieć – aha. Czyli od ,,uwierz mi, że chcę ci powiedzieć’’ przechodzimy do ,, nie powinnaś o tym wiedzieć’’. Bosko!
- Nie ufasz mi?
- Nie chodzi o zaufanie, tylko o to, że gdybyś się dowiedziała, ludzie zaczęliby gadać i…- nie dałam mu dokończyć zdania. Skoro to, czy ludzie by gadali, jest dla niego ważniejsze niż przyjaźń, nie zamierzałam słuchać tego dalej.
- Wyjdź – powiedziałam zanim pomyślałam, ale szczerze mówiąc tego nie żałowałam.
- Lily…- znowu mu przerwałam.
- Wyjdź! – tym razem podniosłam głos. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, jakby nie wiedział co zrobić, jednak gdy zobaczył mój stanowczy wzrok, wziął smycz Molly i wyszedł. Jednak zatrzymał się w progu.

- Uwierz mi, że nie chciałem żeby tak wyszło – powiedział i wyszedł, a ja zostałam sama z głową bolącą od tysiąca myśli, które przez nią przelatywały. Miałam tego wszystkiego po prostu dość. Najpierw James, następnie Christopher, a teraz to. Nie wiedziałam co mam zrobić. Czułam się, jakbym w jednej chwili straciła wszystkich. 

******


Obecnie jest godzina 16:15, a ja  leżę na łóżku. Z moich oczu wciąż płyną łzy, chociaż nie tak obficie jak przez ostatnią godzinę. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Jasne, wcześniej mieliśmy kłótnie, ale czułam, że tym razem to było coś innego. Bałam się, cholernie się bałam. Byłam prawie 100% pewna, że to koniec. A wiecie co jest najgorsze? Nie żałowałam swoich słów. Tak bardzo chciałam ich żałować, ale nie potrafiłam. Od dawna miałam przeczucie. A dokładniej od kiedy dostałam poniedziałkowy sms od James'a. To od tego się zaczęło. Twierdziłam, że mimo wszystko by mnie nie okłamał i miałam rację. Mówił, a raczej pisał, prawdę. Niestety zdałam sobie sprawę z tego, że Christopher nie kłamał. To bolało, i to cholernie mocno, ale taka była prawda. Sądziłam, że mogę im zaufać. Myliłam się. I to bardzo. Dlaczego ja głupia się do nich zbliżyłam? Przecież od początku przeczuwałam, że to tak się skończy! Moje przemyślenia przerwał głos dochodzący z laptopa. A dokładniej odgłos przychodzącego połączenia na Skype. Wstałam z łóżka i usiadłam przy biurku. Na monitorze widniała informacja, że Alex próbuje się do mnie dodzwonić. Po chwili wahania odebrałam.
- Cześć Lil..- widząc w jakim jestem stanie przerwała - O matko! Co się stało? Dlaczego płaczesz? To przez James'a? - zaczęła atakować mnie pytaniami, od czego tylko bardziej rozbolała mnie głowa.
- Proszę cię, zwolnij trochę, okey? To nie przez James'a. Znaczy, nie do końca przez niego - powiedziałam, a ona spojrzała na mnie z niezrozumieniem, więc opowiedziałam jej całą historię od momentu, gdy poznałam Ashton'a, aż do dzisiaj. Podczas mojego monologu nie raz zaczęłam płakać, a Alex w ciszy i spokoju czekała, aż się uspokoję. Byłam jej wdzięczna, ponieważ równie dobrze mogła mówić do mnie teksty typu ,,ogarnij się'', ale tego nie robiła. 
Gdy skończyłam mówić z jej strony padło mnóstwo niecenzuralnych słów,  których nie chcecie znać. I szczerze mówiąc takich, których ja sama wcześniej nie znałam.
- Już? - zapytałam, gdy przestała mówić.
- Tak. Szczerze mówiąc nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ale wiesz co? Moim zdaniem powinnaś ich unikać. Połaź trochę bez celu po szkole, poznaj nowych ludzi, zakoleguj się z nimi. To pomoże. Nie daj im satysfakcji i pokaż, że jesteś silna - powiedziała, a mi zrobiło się ciepło na sercu. W tamtej chwili wiedziałam, że nie straciłam jej i, że mogę na nią liczyć. Chciałam jej odpowiedzieć, ale przerwał mi dzwoniący telefon. Gdy spojrzałam na wyświetlacz momentalnie zrobiłam się blada.
- O co chodzi? Kto dzwoni? - mój stan najwyraźniej nie umknął wadze Alex.
- To...



Kto dzwonił, dowiecie się w 15 :) Możecie obstawiać w komentarzach!

Szczerze? Z tego rozdziału jestem zadowolona bardziej niż z jakiegokolwiek innego. Nie wiem dlaczego. Po prostu coś mnie w nim urzekło, ale nie powiem co, bo sama nie wiem. Może styl? Może wydarzenia? Powiem jedynie, że tak po prostu jest.

PS. Mam dla was taki mały challenge. Pod 13 rozdziałem było praktycznie 5  komentarzy do was. Ciekawi mnie, czy dobijemy do 6 . Co wy na to? 
Do roboty! ;)

PS2. Next w poniedziałek ;)