21 sierpnia 2015

Rozdział 23

O ile ktokolwiek to jeszcze czyta to...

Przepraszam, że tyle to trwało. Okazało się, ze wakacje są bez internetu. W notce pod rozdziałem macie dwa spoilery. Jeden do rozdziału 24, a drugi do 25. 
NIE ZABIJAJCIE MNIE. PROSZĘ!

,, I'm headin on a track
I'm turnin on back ''
Nie miałam pomysłu co dać w muzykę do rozdziału XD

W pierwszej chwili nie mogłam wierzyć w to, co robię. Jednak powoli, wraz z każdym oddaniem pocałunku, oswajałam się z tym uczuciem. Ostatni raz całowałam, a raczej byłam całowana przez chłopaka…dość dawno temu. Luke oddawał pocałunki delikatnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Było to swego rodzaju słodkie, ale też krępujące. Kiedy w mojej głowie pojawił się pomysł z pocałunkiem miałam nadzieję, ze to on będzie prowadził. Chyba jednak się przeliczyłam. Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a Hemmings przyglądał mi się w zamyśleniu. Ja za to się zarumieniłam i spuściłam głowę w dół. Po jakimś czasie chłopak odchrząknął, a ja podniosłam na niego wzrok. Chyba chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziło mu pukanie do drzwi. Zezwalam się z kanapy jak poparzona i pomknęłam do wejścia. Uchyliłam drewnianą powłokę i uśmiechnęłam się na widok Jack’a.
- Hej! – przytuliłam go na przywitanie i wpuściłam do środka – Idź do salonu, a ja pójdę po popcorn. Może coś obejrzymy – zaproponowałam, a on skinął głową i ruszył w kierunku pomieszczenia, w którym znajdował się Luke. Chwila! Nie! Luke + Jack = …nawet nie chcę o tym myśleć. Przecież on jest cholernie zazdrosny! Ugh! Ja to mam pomysły! Zrezygnowana ruszyłam zrobić coś do jedzenia i modliłam się w duchu, aby chłopcy się nie pozabijali. Starałam się spieszyć, gdy wyjmowałam paczki z popcornem z szafki i wkładałam je do mikrofali. Zniecierpliwiona stukałam palcami o blat i starałam się wyłapać jakikolwiek dźwięk świadczący o kłótni lub czymś tego typu. Miałam ochotę skakać ze szczęścia, kiedy wszystko było gotowe. Złapałam miski w dłonie i ruszyłam w stronę z salonu. Gdy przekroczyłam jego próg chłopcy nagle przestali rozmawiać, a ja zmarszczyłam brwi. Powolnym i ostrożnym krokiem podeszłam do stolika, aby postawić na stoliku wszystkie przygotowane rzeczy. Wyglądało to trochę jak w jakimś filmie, ale nie zwracałam na to uwagi. Usiadłam na fotelu i przyjrzałam się im uważnie.
- Coś mnie ominęło? – zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie, a czemu? – zapytał Jack niewinnym tonem, a ja przekręciłam oczami.
- No cóż…zazwyczaj, kiedy osoba wchodzi do pomieszczenia reszta nie milknie w tak natychmiastowym tempie. Z tego co wiem, zostaje wprowadzona do rozmowy – powiedziałam. 
- Dziękujemy za lekcję dobrego wychowania, pani – prychnął Pieterson, a ja westchnęłam. Za jakie grzechy?
- Oj tam, oj tam. Miałaś rację, ale to…męskie sprawy – zwrócił się do mnie Luke. Przynajmniej jeden normalny.
- Dziękuję za informację, wielmożny panie – ukłoniłam się na krześle, a oni się zaśmiali. Nie, poprawka: Jack się zaśmiał, a Luke zachichotał.
- To jaki film oglądamy? – zapytał Hemmings, a ja miałam ochotę westchnąć. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy się nie pocałowali. Jakby nic do mnie nie czuł. A może się pomyliłam? Może nie miałam racji?
- Może epoka lodowcowa? Zrobimy mini maraton? – zaproponowałam, a oni się zgodzili. Pomogli mi wszystko ustawić i po chwili usiedliśmy razem na kanapie. Oczywiście około w połowie filmu zaczęli się nudzić i gadać o jakiś zawodnikach MMA. Szczerze? Spodziewałam się po Lukey’u wszystkiego, ale nie tego, że interesuje się boksem. Mnie oczywiście ta rozmowa niezbyt zainteresowała, więc próbowałam się skupić na akcji w telewizji. Udawało mi się to do czasu, gdy Luke zaczął smyrać nosem po moim ramieniu. Automatycznie spięłam się na ten gest, a on się zaśmiał.
- Spokojnie, Jack wyszedł do łazienki – mruknął. Kiedy on się zrobił taki śmiały? Jeszcze wczoraj by się tak nie zachował. Czy na pewno dobrze zrobiłam całując go? Po chwili moje wątpliwości zostały rozwiane, bo Hemmings złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Na początek chciałam go odepchnąć, ale zmiękłam, gdy jedną dłonią delikatnie złapał mnie za policzek, a drugą objął w talii. Oddałam pocałunek, co go chyba trochę zdziwiło, bo na chwile przestał cokolwiek robić, ale szybko odzyskał rezon. Nie wiem ile to trwało. Całkowicie zatraciliśmy się w pocałunku. Przerwało nam chrząknięcie. Momentalnie oderwaliśmy się od siebie i usiedliśmy po dwóch różnych stronach kanapy. W progu salonu stal rozbawiony Jack z telefonem w ręku.
- Czyżbym wam w czymś przeszkodził? Jak coś to mogę iść. Dla mnie to nie problem. Może powinienem…-zaczął, ale mu przerwałam:
- Zamknij się – a żeby podkreślić moje słowa rzuciłam w niego poduszką. Oczywiście jako znakomity tancerz zdołałby się wywinąć prostym skokiem, ale oczywiście lubił się popisywać i zrobił salto w tył, na którego widok Hemmings wytrzeszczył wzrok.
- J-jak ty to zrobiłeś? – zapytał oniemiały, a ja prychnęłam.
- To łatwizna – na moje słowa spojrzał na mnie z mieszanką niezrozumienia i zaskoczenia.
- Potrafisz tak? – Pieterson mnie ubiegł zanim zdążyłam mu odpowiedzieć:
- To i jeszcze kilka innych. Jest o wiele lepsza ode mnie. Dziewczyny są zwinniejsze przez mniejszą masę – prychnęłam, a on przewrócił oczami – i wagę. Ich kości też są bardziej gibkie – zakończył, a Luke zagwizdał.
- Pokażesz coś? – poprosił, a ja westchnęłam.
- To nie najlepszy pomysł. Uwierz. To dosyć długa historia – dodałam, gdy zobaczyłam, że chce o cos spytać. Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na mojego przyjaciela. On tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Wciąż ci nie przeszło? – jego głos był zmartwiony, a ja nie miałam ochoty go słuchać. Nie znosiłam, gdy był smutny.
- O co chodzi? Co jej nie przeszło?
- Wiecie…ja lepiej już pójdę – Pieterson podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło – trzymaj się mała i zaufaj – wyszeptał i wyszedł. Westchnęłam i spojrzałam na Lucasa. Bez słowa się do niego przytuliłam, a po moich policzkach popłynęły łzy. Chłopak to zauważył i przyciągnął mnie na swoje kolana. Objął mnie ramionami i pocałował we włosy.
- Ej, mała. Spokojnie. Co się stało? – szeptał do mojego ucha, a mnie chcą nie chcąc, za każdym razem przechodziły dreszcze.
- Po pierwsze: mała, to jest twoja pała, a po drugie: ostrzegam, to dosyć długa historia – odpowiedziałam łamiącym się głosem, a on się cicho zaśmiał.
- Jeżeli jesteś gotowa, to chętnie jej posłucham – odetchnęłam głęboko.
- No dobra. Powinieneś wiedzieć, że tańczę nie od dziś, jednak miałam długą przerwę. Nie bez powodu. Tańczyłam od dziecka. W przedszkolu chodziłam na lekcje, które chciałam kontynuować dalej. Jednak rodzice przestawali zapisywać mnie na zajęcia, bo…można powiedzieć, że to nie był mój poziom. Ćwiczyłam w domu, na dyskotekach szkolnych i czasami na dworze. Mówili, że byłam dobra. Czasami, że najlepsza w szkole. W drugiej klasie razem z Jack’iem zaczęliśmy brać udział w zawodach. Wygrywaliśmy. Zawsze. Na przełomie trzeciej i czwartej klasy dołączyliśmy do grupy. Wygraliśmy mistrzostwa Europy. Jednak…w szóstej klasie to się zmieniło. Kariera nabierała tempa, a my odnosiliśmy coraz większe sukcesy. Mieliśmy wielkie szanse na wygranie mistrzostw świata, ale…No właśnie. Kiedyś podczas ćwiczeń postanowiliśmy dodać Street Dance* do układu. To był błąd. I to duży błąd. Podczas skoku upadłam na nogę. Byłam przerażona. Nie mogłam wstać, a chwilę potem zemdlałam z bólu. Obudziłam się w szpitalu. Okazało się, że miałam rozerwane wiązadła w kolanie, zwichnęłam ścięgno Achillesa i miałam wstrząs mózgu. Przeszłam operacje przeszczepu wiązadeł z uda do kolana. Przechodziłam szereg rehabilitacji. Lekarze mówili, że już wszystko w porządku i mogę spokojnie wrócić do tańca, ale…bałam się. Po prostu się bałam. Do niedawna w ogóle nie tańczyłam. Dopiero jakieś dwa tygodnie przed wyjazdem tutaj wróciłam do tańca. Dowiedziałam się o przeprowadzce i byłam wściekła, bo nie uzgodnili tego ze mną. Jednak, wyszło mi to na dobre. Wróciłam do tańca, ale rodzice wciąż nie widzieli jak tańczę. Ba! Nie wiem czy w ogóle wiedzieli o tych wszystkich konkursach. Zawsze byli w pracy. Nigdy nie mieli dla mnie czasu – na końcu całkowicie się rozpłakałam. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy otwierane drzwi.
- Lilianno? Jesteś tutaj? – odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam głos mojej mamy.
- Lil…- przerwała, kiedy spojrzała do salonu. Luke chciał się ode mnie odsunąć, ale ja mocniej go objęłam dając mu znak, że ma się nie ruszać. Chyba mu się to spodobało, bo się uśmiechnął. Miałam w nosie co pomyśli moja rodzicielka. Może w końcu się mną zainteresuje.
- To ja może już pójdę – zasugerował Hemmings, a ja westchnęłam i się odsunęłam. Naprawdę dobrze się przy nim czułam i mimo, że wstydziłam się tej myśli, to chciałabym zostać w jego ramionach na zawsze. Wstałam razem z nim i spojrzałam na moją mamę.
- Dzień dobry pani Whiskins – przywitał się, a ona skinęła głową.
- Poczekam w twoim pokoju – poinformowała mnie i skierowała się w jego kierunku. My za to poszliśmy w stronę drzwi. Chłopak zaczął ubierać kurtkę, a ja przyłapałam się na gapieniu się na niego. Co się ze mną dzieje do cholery?!
- Szkoda, że tak to się skończyło – powiedział, a ja mimowolnie skinęłam głową.
- Czyli…widzimy się w szkole? – zapytałam, a on prychnął.
- Zapomnij. Jesteś osłabiona i w szoku. Nie puszczę cię. Będę cię pilnował i jeśli będzie trzeba, to poproszę o pomoc moją mamę. A co do twojej historii…wrócimy do tego – chciałam mu powiedzieć, że może pomarzyć i idę do szkoły, ale mnie pocałował. Instynktownie zarzuciłam mu ręce na kark, a on mruknął z aprobatą. Objął mnie rękoma w talii i przyciągnął do siebie.
- Dwie sprawy. Po pierwsze: nie dyskutuj, bo nie żartuje. Po drugie: mam nadzieję, że od dziś będziemy się tak zawsze żegnać – zakończył z łobuzerskim uśmiechem, a ja się zarumieniłam.
- Do jutra Lily – cmoknął mnie w czoło i wyszedł.
- Pa Luke – szepnęłam, choć on już tego nie usłyszał. Westchnęłam, obróciłam się o 180 stopni i spojrzałam na schody. Czas na rozmowę z mamą. Zaczęłam powoli wchodzić na górę, a gdy stanęłam przed drzwiami pokoju wzięłam trzy głębokie wdechy. Delikatnie otworzyłam drzwi. Moja rodzicielka akurat oglądała jeden z medali, które leżały na biurku. Skąd one się tam wzięły?
- Nie wiedziałam, że zdobyłaś ich aż tyle – szepnęła.
- O wielu rzeczach nie wiesz – powiedziałam głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Teraz ma ochotę się mną zajmować? Po tych wszystkich latach? Dobre żarty!
- Czy ty i Luke…jesteście razem? – zapytała w końcu patrząc na mnie. Momentalnie znieruchomiałam, bo w jej oczach widziałam wielkie poczucie winy i łzy.
- My…nie…znaczy…Ugh! To skomplikowane – jęknęłam, a ona się lekko uśmiechnęła, ale nagle spoważniała.
- Kochanie, znaczy…- westchnęła – nawet nie wiem jak cię nazywać. Przez tyle lat…osiągnęłaś mnóstwo różnych niesamowitych rzeczy, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Kiedy ty leżałaś w szpitalu, my z tatą byliśmy poza krajem. Mieliśmy do ciebie pretensje, gdy dostawałaś trójki i czwórki, podczas gdy ty wygrywałaś mistrzostwa kraju i Europy. Nawet nie wiedziałam, że masz szansę na taką karierę i szczęście! Od małego nie dawaliśmy ci stabilizacji i spokoju, którego tak potrzebowałaś. Nie poświęcaliśmy ci w ogóle czasu. Ba! Można powiedzieć, że cię ignorowaliśmy. Nie przychodziliśmy na przedstawienia szkolne. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio byłyśmy razem na zakupach. Byłam tak zapatrzona w James’a, że nie zauważyłam, że podoba ci się ktoś innym. Kiedy ty cierpiałaś i go nienawidziłaś, ja miałam nadzieję na to, ze wrócicie do siebie. Kiedy dowiedziałam się o przeprowadzce obiecałam sobie, ze zacznę być dobrą matką. Postanowiłam, że zaczniemy spędzać razem więcej czasu. Udało się, ale wszystko przepadło, gdy byłyśmy tu na miejscu. Ja naprawdę…przepraszam – wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Rozpłakała się. Mimo wszystko podeszłam do niej i ja przytuliłam – naprawdę przepraszam. Nawet teraz, gdy dzieje się…to wszystko…- zacięła się, ale po chwili kontynuowała – Próbowałam to załatwić, ale jutro muszę iść do pracy. Musze zostawić cię sama – dalej płakała, a ja zaczęłam głaskać ją po plecach.
- Spokojnie mamo. Luke powiedział, że mnie przypilnuje i zatrzyma jutro w domu. Nie martw się. Coś wymyślę i…- zanim zdążyłam cokolwiek dopowiedzieć, przerwała mi:
- Zostaniecie w domu. Nie puszcze cię. Dowiedziałam się o wszystkim. Zarówno o badaniach, jak i osłabieniu. A tak poza tym to…shippuje was, bo tak to się teraz mówi, prawda? – zapytała, śmiejąc się przez łzy, a ja strzeliłam facepalm’a.
- Mamo…- jęknęłam.
- No dobrze, a teraz tak: choćby nie wiadomo co się stało, musimy ułożyć wszystko jakoś w salonie. Chyba zamówię jakąś półkę i…- tym razem to ja jej przerwałam.
- Mamo…to nie jest najlepszy pomysł.
- Niby dlaczego? Skarbie, wiem, że się boisz, ale sądzę, że powinnaś znów zacząć tańczyć. I sądzę, że Lucas by się ze mną zgodził – na te słowa się zarumieniłam.
- No dobrze, ale pomagam ci wybierać! – zaznaczyłam ignorując druga część jej wypowiedzi. Uśmiechnęła się i klasnęła w dłonie. Przeszłyśmy do pokoju moich rodziców i zaczęłyśmy przeglądać różne szafki, komody, stoliki i inne meble tego typu, aby wybrać jakiś pasujący do naszego salonu.
Może to głupie, ale czułam, ze odzyskałam matkę.



*Nie jestem pewna jak powinnam to napisać, bo Street Dance znaczy po angielsku po prostu Taniec Uliczny
OMG! To już 23! Nie mogę uwierzyć! Chyba zaraz się popłacze. Po raz pierwszy doszłam do tak dalekiego rozdziału.

Zanim mnie zabijecie:
Zapraszam was na Out Of My Limit. Na razie tylko wattpad, ale gdy uporządkuje sprawy z gimnazjum itp. postaram się zrobić wersję na bloggera :)

Lecą spoilery!

Rozdział 24:

,,- Hejka kucyki – usłyszałam głos Michael’a, więc odwróciłam się za siebie. To co zobaczyłam…to powinno być ocenzurowane na +18''

Rozdział 25:

,, - Udowodnij - powiedział do Hemmingsa z cwanym uśmiechem. Patrzyłam na niego z niezrozumieniem, a po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra, obraca o 180 stopni i całuje mocno i namiętnie w usta'' 

Tsia...Zabijecie mnie.




7 sierpnia 2015

Rozdział 22

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału :( Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie i że to wam zrekompensowałam :)
Dziękuję za tyle komentarzy <3 

~Lily POV~

- Przepraszam, że przeszkadzam panno Whiskins, ale nie przynoszę zbyt dobrych wieści...- powiedział a ja od razu razy poczułam niepokój.
- Podczas, gdy leżała pani nieprzytomna przeglądaliśmy pani papiery, a nasze pielęgniarki robiły podstawowe badania. Zauważyliśmy coś...można by rzec, iż niepokojącego i chcielibyśmy zrobić pani rentgen czaszki i parę padań - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi. Rentgen czaszki?
- Ale po co? - zapytał Ashton. On chyba również nie rozumiał za bardzo o co chodzi.
- Zazwyczaj ludzie mają bardziej rozwiniętą lewą półkulę mózgu. Prawą natomiast trzeba, że się tak wyrażę, wyćwiczyć. Wiele ludzi, którzy mieli bardziej rozwiniętą prawą półkulę mózgu, miało problem z psychiką. Brało narkotyki czy piło alkohol. Nie było zbyt lubiane w towarzystwie lub po prostu było zamknięte w sobie. Z tego co widziałem w twoich aktach nie miałaś żadnego takiego problemu, a to, że teraz są z tobą twoi przyjaciele tego dowodzi - zakończył, a ja dalej nic nie rozumiałam.
- A mógłby pan to jakoś rozwinąć?
- Chodzi o to, że ty moja droga masz bardziej rozwiniętą prawą półkulę niż lewą, a to jest rzadko spotykane. Dla pewności chcemy po prostu zrobić kilka badań - wyjaśnił, a ja miałam mętlik w głowie. Ugh. Dlaczego zawsze mnie spotykają takie niuanse?
- No dobrze - powiedziałam niepewnie, a on uśmiechnął się pocieszająco.
- Pielęgniarki zaraz wszystko przygotują - poinformował i wyszedł, a schowałam twarz w dłoniach.
- Będziesz płakać? - usłyszałam lekko przestraszony głos Lucasa i się zaśmiałam.
- A ty co? Boisz się? - zapytałam z rozbawieniem.
- Nie po prostu czuję się niezręcznie, gdy kobieta płacze - odparł, a ja miałam ochotę wybuchnąć jeszcze większym śmiechem.
- Przecież już widziałeś mnie płaczącą - zauważyłam.
- Ale to co innego - i tymi słowami ,,zakończył'' ten temat.

******

Jest godzina 15:30, a mi wciąż nie pozwolili zobaczyć taty. Po moich ,,badaniach'' próbowałam podpytać pielęgniarki, ale one delikatnie mnie poinformowały, iż nie są upoważnione do zdradzania takich informacji. Moja mama również jeszcze nie wróciła. Aktualnie razem z chłopakami siedziałam w samochodzie Hemmings'a, ponieważ oni postanowili, iż cytuję ,,nie ma sensu dłużej czekać. Ashton poprosił panią z recepcji i zadzwoni do ciebie zaraz po tym, jak twój tata się obudzi''. Byłam tym nieco zirytowana, ale pozwoliłam im zaprowadzić się do samochodu. W ciszy jechaliśmy do mojego domu, a ja wciąż zastanawiałam się jak to możliwe. Mój tata zawsze był uważnym kierowcą. Nigdy nie przekroczył dozwolonej prędkości, nie przeoczył znaku stopu, ani nic. Gapiłam się przez okno, ale nie zwracałam zbytnio uwagi na obraz, który widziałam. Nagle poczułam dłoń Luke’a na swoim ramieniu. Spojrzałam się na niego.
- Już jesteśmy – wyjaśnił, a ja kiwnęłam głową i otworzyłam drzwi. Gdy tylko stanęłam na chodniku zachwiałam się i upadłabym, gdyby nie Ashton. Pomógł mi stanąć, a gdy zobaczył, że wciąż się chwieję – wziął mnie na ręce. Nie miałam siły się stawiać i protestować. Calum otworzył nam drzwi, a Irwin zaniósł mnie do pokoju. Chłopcy szli za nami. Luke odgarnął koc, a ,,mój porywacz’’ położył mnie na łóżku. Potem już nie zwracałam na nic uwagi. Wiem tylko, że zostałam przykryta pledem, a potem…zasnęłam.

******

Nagle poczułam dłoń na policzku. Czułam się odrętwiała i wyciśnięta z emocji.
- Będzie dobrze Lily. Musi być – usłyszałam miękki i jedwabisty głos. Nie potrafiłam rozpoznać, do kogo należał. Wiedziałam jednak, że ktoś się o mnie martwi. Owa osoba złożyła pocałunek na moim czole. Potem już nic nie
czułam.

******

- Ej. Pobudka syrenko – usłyszałam jakiś głos, ale uparcie go ignorowałam – promyczku, iskierko, lisico, tancerko, słoneczniku – dobra, chyba ktoś chciał mnie wkurzyć…– kucyku pony -…i właśnie mu się udało.
- Czego chcesz zła istoto zrodzona z cienia irytka – mruknęłam. W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
- Jeżeli ktoś jest tu kucykiem pony, to na pewno ty, idioto – ten głos rozpoznałabym wszędzie.
- Lepiej idź pomóc Calum’owi, smerfie – no tak. Luke i Ashton. Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem któregoś z nich. Lekko uchyliłam powieki i zobaczyłam niebieskie jak ocean atlantydzki oczy Hemmings’a. Lekko przekręciłam głowę i spojrzałam na Irwina.
- Jak się czujesz? – zapytał.
- Wypruta z emocji, więc chyba jest okey. Nie czuję ani bólu, ani szczęścia, czyli jest dobrze – powiedziałam.
- Czyli nie jest dobrze – poprawił mnie Luke, a ja przewróciłam oczami. Chciałam usiąść, ale za dobrze mi to nie wychodziło, więc mi pomógł.
- Co się stało?
- Zasnęłaś. Postanowiliśmy, że lepiej cię nie zostawiać, więc każdy z nas po kolei wrócił do domu, żeby się przebrać. Można powiedzieć, że mieliśmy trzyosobowe warty – wyjaśnił z lekkim uśmiechem, a ja pokiwałam głową.
- A moja mama?
- Nadal nie wróciła. Wziąłem jej numer z twojej komórki, ale nie odbierała – na jego słowa posmutniałam. Bardzo się o nią martwiłam. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że dotknął bez pozwolenia mojego telefonu. A propos. Jak na zawołanie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Irwin podał mi komórkę.                               
Jack: Spotkamy się?
Westchnęłam i odpisałam:
Ja: Możesz przyjść do mnie? Chcę ci kogoś przedstawić J     
Jack: Spoko. Zaraz będę ;-)
Najwyższy czas, żeby przedstawić go chłopakom. Musiałam mieć dość dziwną minę, bo usłyszałam pytanie Ashtona:
- Wszystko okey?
- Tak. Zaraz poznacie mojego przyjaciela z Polski – uśmiechnęłam się, a on spojrzał się na mnie zdziwiony, jednak nic nie powiedział. Za to spojrzał się na Lucasa. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam, ze chłopak nagle się spiął.
- Luke, polubisz Jacksona. To fajny chłopak – powiedziałam, a on westchnął i uśmiechnął się. Nie wiem, czy zdawał sobie z tego sprawę, ale był to najsztuczniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Wstałam z łóżka i chwiejnie do niego podeszłam, po czym go przytuliłam.
- Chciałabym, żeby moi przyjaciele się lubili – chyba za bardzo go to nie ucieszyło, ale odwzajemnił uścisk. Po chwili usłyszałam, że drwi od pokoju się otwierają i cicho zamykają.
- Wiem, ale po prostu go nie lubię. Nic na to nie poradzę – odparł, a ja prychnęłam.
- Nawet go nie znasz.
- Ale się do ciebie przystawia – zdziwiły mnie te słowa. Jednak nie mogłam go o nic zapytać, bo wyszedł z pokoju, ale zatrzymał się w progu.
- Zaraz będzie obiad. Jakbyś potrzebowała pomocy w schodzeniu po schodach to zawołaj – powiedział i wyszedł. Zostawił mnie skołowaną.
Luke był zazdrosny?
Przecież…chwila.
Kiedy James do mnie zarywał, on się wściekał.
Kiedy byłam smutna, on od razu mnie pocieszał.
Kiedy zobaczył mnie z Jackiem, był wkurzony.
Przykryłam usta dłonią i wydałam z siebie zduszony krzyk.
Luke był zazdrosny! Luke był zazdrosny o  m n i e !
Nie, chwila! Musi być jakieś logiczne wytłumaczenie! Przecież, ktoś taki jak on, nie może być zazdrosny o mnie! On jest gwiazdą rock’a, jest fajny, przystojny, słodki, czarujący, energiczny, z poczuciem humoru, opiekuńczy, miły… to w każdym razie nie moja liga. Usiadłam na łóżku, bo zrobiło mi się duszno i słabo. Jak to możliwe? Ugh!
- Lily, idziesz? – usłyszałam jak Mikey pyta się mnie zza drzwi. Wdech i wydech, wdech i wydech.
- Chwila! – sama nie wiem dlaczego to mną tak wstrząsnęło. Chwila! To szok. Tak, to na pewno szok. Jeszcze raz wpuściłam i wypuściłam powietrze z płuc, po czym otworzyłam drzwi.
- Wszystko okey?
- Jasne – mruknęłam, bo nadal pamiętałam jak nazwał mnie kucykiem pony. On tylko pokręcił z politowaniem głową i złapał mnie w pasie. Dość powoli schodziliśmy po schodach, aż w końcu doszliśmy do jadalni. Spojrzałam się podejrzliwie na chłopaków, bo na stole stało pięć misek rosołu. Luke na mnie nie spojrzał, Ash podrapał się po karku, a Calum odchrząknął.
- Nie jesteśmy genialnymi kucharzami, ale znaleźliśmy jakieś książki. Tylko, błagam nie wchodź w najbliższym czasie do kuchni – poprosił, a ja spojrzałam na niego przerażona. Co oni zrobili?! Michael pomógł mi usiąść, a po mnie usiadła reszta. Każdy z nas patrzył się z powątpiewaniem na swoją miskę, aż Hood westchnął i sięgnął po łyżkę. Patrzyliśmy z napięciem jak smakuje zupy i czekaliśmy na chwilę, w której ja wypluję i ogłosi zakażenie żołądkowe. Tak się jednak nie stało.
- Nawet niezłe – powiedział.
- No dobra, ale ostrzegam Hood: jeśli się okaże, że się potrujemy, to ty płacisz za nasze pogrzeby – zagroził Hemmo, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Wszyscy zaczęli jeść, a ja musiałam oddać Calum’owi honor. Na serio nieźle mu to wyszło. Po skończonym posiłku chłopcy poszli posprzątać, a Cal pomógł mi dojść do salonu. Sama nie wiem, dlaczego byłam teraz taka słaba, ale chłopcy byli na serio kochani.

~*~*~*~

- Jesteś idiotą, jeśli myślisz, że pozwolę ci wygrać!
No tak. Chłopcy pomyśleli, że dobrze by było poprawić mi trochę humor, więc wzięli się za granie w Dance Central. To był niezapomniany widok. Co prawda widziałam różne filmiki w necie np. jak tańczyli do bamboleiro i gwałcili krzesła, ale…to biło wszystkie inne na głowę. Akurat Luke walczył z Ashtonem. Biedny Irwin nie miał szans, bo okazało się, że lekcje tańca zrobiły swoje. Mimo, że do jakiegoś poziomu zostało mu…trochę…dużo czasu, to na serio nieźle sobie radził. Mieli wyczucie rytmu, a to jest wielki plus.
- Ta…jasne Hemmings. Każdy wie, że jestem królem freestylu – odparował Irwin, a ja przewróciłam oczami. Dwa byki na corridzie. Akurat tańczyli do jednej z tych hinduskich piosenek, które tak uwielbiałam. Skończyli, a ja zaczęłam klaskać. Lucas wygrał, ale Ashtonowi niewiele do niego brakowało.
- Ja…pasuje – wysapali w tym samym momencie, a ja się zaśmiałam. Mikey i Calum poszli do domów, bo ich rodzice się uparli. Zostałam sama z Hemmo i Irwinkiem, ale mi to nie przeszkadzało. Wyłączyłam PlayStation, a chłopcy w tym czasie usiedli na kanapie.
- To co teraz robimy – zapytałam z uśmiechem, ledwo panując nad śmiechem.
- Pas! – obydwoje krzyknęli a ja się zaśmiałam. Nagle zadzwonił telefon Ash’a.
- Cześć mamo…acha…okey…chyba dobrze…tak…wciąż jest osłabiona…no dobrze…Luke…tak…jasne…dobrze mamo…przekaże…to cześć – zakończył i westchnął.
- Musze jechać. Jutro ma przyjechać jakiś wujek i ciocia z Ameryki. Mam zrobić zakupy i posprzątać. A! I mama kazała cię pozdrowić – wyjaśnił, a ja się uśmiechnęłam i pokiwałam głową.
- Też ją pozdrów – poprosiłam, a on kiwnął głową.  Podszedł do mnie, żeby pocałować mnie w policzek na pożegnanie. Kątem oka widziałam jak Luke się spina. Jest zazdrosny…,szeptała moja podświadomość. Po chwili wyszedł, a ja zostałam sama z Hemmingsem.
- To co robimy – zapytał po chwili niezręcznej ciszy. Udawał, że jest rozluźniony, ale widziałam jak patrzy się wszędzie, ale nie na mnie. Westchnęłam, bo nie chciałam, żeby nasza znajomość tak wyglądała, dlatego zrobiłam pierwszą lepszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. 
Pocałowałam go.


~*~*~*~

Pocałowali się! OMG! OMG! OMG! FANGIRLUJE! AAAA!
XD Calum aka masterchef.
Wy czytaliście ,,Każdy z nas patrzył się z powątpiewaniem na swoją miskę, aż Hood westchnął i sięgnął po łyżkę. Patrzyliśmy z napięciem jak smakuje zupy i czekaliśmy na chwilę, w której ja wypluję i ogłosi zakażenie żołądkowe’’, a ja się chichrałam pisząc to. Czułam się, jakbym pisała jakiś kryminał, horror lub coś w tym stylu.
No i widzicie?
Dzięki mnie wiecie więcej o biologii/medycynie/anatomii czy jak to się tam nazywa XD
Informacje wzięłam stąd --> Którą półkulę mózgu wykorzystujesz bardziej? | EMOCJONALNA
Poza tym zabijecie mnie, ale..szczerze mówiąc do końca zostało góra 35 rozdziałów. Ale to na serio GÓRA. Wiem, że to dużo czas, ale zleci jak z bicza strzelił, a wy mnie zabijecie na epilogu :D