23 kwietnia 2015

Rozdział 1


1 września 2015 rok, Sydney w Australii


*Lilianna*

Poniedziałek 1 września jest zdecydowanie najulubieńszym dniem wszystkich uczniów. Czujecie ten sarkazm? Zgaduje, że tak. Naprawdę wątpię, żeby ktokolwiek lubił rozpoczęcia roku. A już na pewno nie ja. Jest godzina 6:30, a ja zamiast wylegiwać się w łóżku, tak jak przez 61 dni wakacji, stoję przed szafą szukając mojej białej bluzki i czarnej spódnicy. Gdy już je znalazłam poszłam do łazienki. Uwielbiałam to, że mój pokój był połączony z łazienką. W takiej sytuacji nie przeszkadzało mi nawet to, że nie jest ona za duża. I tak ją uwielbiałam, a zwłaszcza fioletowy, puchaty dywan.  Wzięłam szybki prysznic, po czym umyłam zęby i  ubrałam moją ulubioną perłowo-białą bluzkę i spódnicę ze sztucznej skóry. Do tego zrobiłam niezbyt mocny makijaż. Włosy zostawiłam rozpuszczone,tak jak lubię.  Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się mogąc z czystym sumieniem powiedzieć, że wyglądam nawet znośnie. Z łazienki wróciłam do mojego pokoju i siadając na łóżku sięgnęłam po telefon. Szybko sprawdziłam twittera po czym wzięłam w rękę torebkę i włożyłam do niej notes, komórkę, słuchawki i 3 długopisy. Tak wyposażona zeszłam schodami na dół i udałam się do kuchni. Gdy do niej weszłam zobaczyłam moją mamę co mnie bardzo zdziwiło. Zerknęłam jeszcze na zegar, aby się upewnić. Była dokładnie 7:00. Zazwyczaj o tej godzinie była już w pracy, albo w drodze do niej. 
- Cześć mamo. Coś się stało? - podeszłam do niej i pocałowałam ją w policzek na powitanie, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
- Nic się nie stało, dlaczego pytasz?
- Po prostu zazwyczaj o tej godzinie zazwyczaj nie ma cię już w domu - powiedziałam i podeszłam do lodówki, aby po chwili wyjąć z niej jogurt, który miałam zamiar zjeść na śniadanie. Gdy wyjmowałam łyżeczkę z szuflady usłyszałam jak odpowiada:
- Dzisiaj zaczynam później, ponieważ wczoraj udało mi się uzupełnić większą ilość papieru, a poza tym dzisiaj jest rozpoczęcie roku i pomyślałam, że mogłabym cię podwieźć - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam ten gest i jadłam dalej jogurt. Gdy prawie skończyłam zauważyłam, że zerka na mnie ''dyskretnym'' wzrokiem.
- Co się stało? Jestem brudna? - zapytałam i zerknęłam na swoje ubranie. W odpowiedzi usłyszałam jej śmiech.
- Nie, nie jesteś brudna. Po prostu wyglądasz ślicznie i tyle. Szczerze mówiąc zaczynam się zastanawiać, czy nie powinnam iść tam z tobą, bo na taką dziewczynę niejeden chłopak będzie chciał zawiesić oko - tym razem to ja się zaśmiałam. Temat chłopaków był w naszym domu jednym z częściej poruszanych. Jednak nie były to rozmowy na zasadzie: mama coś mówi żeby mnie zawstydzić, a ja robię się czerwona na twarzy. Były raczej to raczej konwersacje najczęściej polegające na mówieniu sobie rzeczy w stylu: 
- widziałaś jak ten facet ze sklepu się na ciebie gapił? Chyba wpadłaś mu w oko.
- Serio? No to jest nas dwie bo ten kasjer wyglądał jakby chciał cie zaraz zaprosić na randkę.

Albo:

- Łał! w tej sukience wyglądasz bosko! To kiedy zamierzasz iść na randkę z Pattinsonem, mamo?- No nie wiem. Co powiesz na sobotę?

Co do Pattinsona to moja mama go uwielbia, a ja szczerze mówiąc nie podzielam jej zdania, ale cóż. Gusta są różne. Ale wracając do tematu. Jeżeli chodzi o rozmowy związane z chłopakami to raczej mamie trudno mnie skrępować. I na odwrót. 
Resztę śniadania gadałyśmy o szkole i rzeczach z nią związaną. Równo o 7:25 ruszyłyśmy do drzwi. Nie miałam zamiaru zakładać kurtki, ponieważ dzisiaj jest strasznie ciepło. Razem wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w kierunku mojego nowego liceum. Szczerze mówiąc do Sydney przeprowadziliśmy się 3 tygodnie temu. Pomysłodawcą zmiany otoczenia był mój tata, a raczej jego szef. Postanowił dać mojemu ojcu awans pod warunkiem, że będzie pracował w Sydney. Normalnie to rodzice mieliby większe opory, ale ''szczęśliwym'' trafem moja mama także dostała propozycję oferty pracy w tym właśnie mieście. Gdzie mieszkaliśmy wcześniej? W Polsce. Spędziłam tam 14 lat mojego życia. Obecnie mam 17. Pewnie się teraz zapytacie, dlaczego spędziłaś tylko 14 lat w Polsce, skoro przeprowadziłaś się do Sydney niecały miesiąc temu? Odpowiedź jest prosta. Podróże. Tyle czasu spędziłam poza rodzinnym krajem, że w wieku 17 lat mogę powiedzieć, że z moim krajem łączy mnie 14 lat. A to wszystko przez dłuższe wyjazdy w delegacje moich rodziców, których musiałam być członkiem. W każdym razie nie znam Sydney na tyle dobrze, żeby samej trafić do szkoły, dlatego cieszę się, że moja mama zaoferowała się, że mnie podwiezie. Podczas drogi do liceum starałam się zapamiętać jak mniej więcej ona wygląda, ale po około 3 minutach zrezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ wydał mi się on bezsensowny. Zamiast tego skupiłam się na piosence lecącej w radiu. I tak właśnie minęłam mi cała jazda samochodem. Mama była skupiona na drodze, a ja skupiałam się na muzyce płynącej z głośników. Zanim się spostrzegłam moja rodzicielka zaparkowała pod budynkiem, który od teraz miał być moim liceum. Szczerze mówiąc, gdy patrzyłam na jego rozmiary, byłam pewna, że przy pierwszej lepszej okazji się zgubię, ale co mi tam. Odpięłam pasy i odwróciłam się do mamy.
- Tutaj nasze drogi się rozchodzą - uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek - życz mi powodzenia - poprosiłam i wysiadłam z samochodu. Gdy zamknęłam drzwi mama otworzyła okno z mojej strony.
- Powodzenia, to ja ci muszę życzyć z chłopakami z tej szkoły. Słyszałam, że niezłe z nich ziółka - powiedziała i puściła mi oczko na co ja się zaśmiałam.
- A jak ja w ogóle mam wrócić do domu? Ktoś po mnie przyjedzie? - zapytałam.
 - Do domu niestety będziesz musiała wrócić sama - odparła, po czym widząc moją przerażoną minę szybko dodała - jestem pewna, że sobie poradzisz, a w razie czego zadzwoń do mnie lub do taty. Co prawda nie będziemy mogli po ciebie przyjechać, ani nic z tych rzeczy, ale postaramy się coś zała.. - jej monolog przerwał jej dzwoniący telefon. Po jej minie od razu się zorientowałam, że to ktoś z pracy. Posłała mi przepraszające spojrzenie i wyjechała z parkingu. No cóż. teraz jesteś skazana na siebie Whiskins, pomyślałam i ruszyłam w kierunku budynku. Przed rozpoczęciem miałam zgłosić się do gabinetu dyrektora. Pani Morino, bo chyba tak miała na nazwisko, miała zaprowadzić wszystkich nowych na salę gimnastyczną, gdzie najpierw wygłosi przemówienie, a następnie nas przedstawi. Wydawało mi się to dziwne, ale jak to dyrektorka ujęła przez telefon, ,,Dzięki temu uczniowie wiedzą komu w razie czego trzeba by pomóc''. Może i to dobry pomysł, ale jedyne  jest mi teraz potrzebne, to pomoc w znalezieniu gabinetu dyrektorki. Jak na zawołanie wpadłam na kogoś i gdyby nie refleks tej osoby pewnie teraz leżałabym rozpłaszczona na posadzce. Jednak tajemniczy ''ktoś'' mnie złapał i pomógł złapać równowagę. Nieśmiało podniosłam głowę do góry i zobaczyłam wysokiego chłopaka, z burzą loków na głowie. No dobra. Może nie było ich, aż tyle żeby nazwać je burzą, ale na pewno daleko mu było do łysiny. Jego oczy były koloru ciepłego brązu. Do tego zestawu należało dodać pełne wargi i świetną budowę ciała. Bo tego, że nie miał mięśni akurat nie można mu było zarzucić. Brawo Lilianno! Właśnie wpadłaś na jakiegoś przystojniaka i wpatrujesz się w niego jak w obrazek. Po prostu należy ci się 1000 pkt IQ! W odpowiedzi do moich myśli chrząknęłam.
- Przepraszam, nie zauważyłam cię szukałam gabinetu dyrektora i tak, tak wyszło przepraszam - zaczęłam się plątać w słowach, na co on się uśmiechnął. Chwila moment. Czy on się ze mnie śmieje?! 
- Nic się nie stało. Też powinienem bardziej uważać. Tak w ogóle to nazywam się Ashton - powiedział i podał mi dłoń. Kurde! On nawet głos ma przystojny! O matko, jęknęłam w myślach. Serio?! W duchu biłam brawa swoim myślą.
- Jestem Lilianna. Miło mi cię poznać -  przedstawiłam się i ścisnęłam jego dłoń. On w odpowiedzi jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Chwila. Mówiłaś, że szukasz gabinetu dyrektorki, prawda? - zapytał, a ja skinęłam głową - mogę ci pomóc - zaproponował, a ja ucieszyłam się jak dziecko. Nie dość, że ktoś zaproponował mi pomoc, to jeszcze był to bardzo przystojny chłopak. To twój szczęśliwy dzień, Lilianno! Zgodziłam się i ruszyliśmy we wskazanym przez niego kierunku. Droga szczerze mówiąc zajęła nam góra 2 minuty, więc niestety nie mieliśmy zbytnio czasu, żeby porozmawiać, ale i tak było miło. Whiskins! Gadasz tak, jakbyś była z nim na randce, zbeształam się w myślach. Gdy byliśmy na miejscu podziękowałam mu, a on w odpowiedzi się uśmiechnął i poszedł na salę gimnastyczną. Ja natomiast stałam przed drzwiami przez dobre kilka sekund zanim je otworzyłam. Pierwsze co zobaczyłam po wejściu do gabinetu to duże biurko i siedzącą za nim kobietę około 40 roku życia. Po jej nienagannym wyglądzie wnioskowałam, że to dyrektora. Oprócz niej zauważyłam, że w pokoju znajduje się jeszcze jedna dziewczyna. Była ona szczupła i mniej więcej mojego wzrostu, a na jej głowie było pełno złotych loków. Oczy miała koloru granatowego, a na jej twarzy widniał uśmiech, dzięki czemu mogłam zobaczyć jej perliście białe zęby. Ta to musi mieć powodzenie u chłopaków, pomyślałam. Blondynka chyba zauważyła, że jej się przyglądam i podeszła do mnie.
- Nazywam się Isabella Nisis - powiedziała i podała mi rękę. Ja w odpowiedzi się uśmiechnęłam i uścisnęłam podana dłoń.
- Też jesteś nowa? - zapytała, a ja w duchu  odetchnęłam z ulgą. Nie będę jedyną nową dziewczyną!
- Tak, ale chyba nie będzie tak źle - powiedziałam, a ona się zaśmiała. O co jej chodzi?
- No jasne, że nie będzie tak źle! Poznamy mnóóóóóóóóówsto nowych ludzi - gdy przeciągała słowo ,,mnóstwo'' zabawnie przekręciła oczami. Chyba chciała tym gestem pokazać jak ,,mnóstwo'' osób poznamy. Nie wiedziałam co zrobić, więc tylko uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Po tym jak to zrobiłam usłyszałam głos dyrektorki.
- No cóż. ,,Pierwsze koty za płoty'' jak to mówią. Skoro już się sobie przedstawiłyście, to chyba możemy iść na salę prawda? - powiedziała z uśmiechem i wstała z miejsca. My posłusznie wyszłyśmy za nią z gabinetu i ruszyłyśmy we wskazanym przez nią kierunku. Isabella przez cały czas się uśmiechała, a ja zazdrościłam jej tego, że się nie denerwuje. A przynajmniej tego nie okazuje. Zanim się zorientowałam weszłyśmy do sali gimnastycznej i usiadłyśmy na ławce niedaleko nauczycieli. Chyba była ona dla nowych uczniów, bo siedziałyśmy na niej same. Starałam się wypatrzeć w tłumie loczki w kolorze ciemnego blondu, ale moje starania poszły na marne, ponieważ na sali było ponad 100 osób. Ba! 100 osób to śmieszna liczba w porównaniu z tym ile ludzi znajdowało się w tym pomieszczeniu. W każdym razie nigdzie nie widziałam Ashtona. Jednak po chwili moje przemyślenia przerwała dyrektorka.
- Witam was w nowym roku szkolnym!


Cześć!

Witam was na nowym blogu o 5 Seconds Of Summer! Mam nadzieję, że rozdział 1 choć trochę się wam spodobał. Zapraszam do komentarzy :)

3 komentarze:

  1. Nie spodziewałaś się mnie tak szybko,HA!
    Znalazłam to ff za pomocą tłajtera i wiesz co? (Przepraszam że nie dałam Ci fback.Mam blokadę XD) Jest super! Ma świetny początek i przyrzekam że będę tu częściej wpadać!
    Całuski <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ŁAŁ! Szczerze mówiąc masz racje - nie spodziewałam się tu ciebie tak szybko, ale super, że w ogóle jesteś! Co do początku nie jestem pewna, czy taki świetny, ale reszta rozdziałów powinna być lepsza. W każdym razie progi Dance is all my life są dla ciebie zawsze otwarte <3
      W każdym razie OGROMNIASTE dzięki za to, że tu w ogóle wpadłaś!
      Uwielbiam cię <3

      Usuń
  2. Fajnie, pewnie nie wiesz kim jestem zgaduj ;) :*. Blog jest napisany z pomysłem i naprawdę mi sie podoba , oprócz kilku błędów stylistycznych jest naprawde idealny ;) ( A przynajmniej 1 rozdział)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz da mi niesamowitego kopa i sprawi, że następny rozdział będzie dłuższy i lepszej jakości ;)
Na każdy komentarz odpisuje :)