Specjalna dedykacja dla Croudlus Tofi. Jesteś niezastąpiona <3 Dzięki tobie mam motywacje do pisania! Parę zdań a dały mi one niesamowitego kopa ;)
Całe rozpoczęcie roku zajęło około 2 godziny. Szczerze? Nie wiem jakim cudem ja tam wytrzymałam. Dyrektorka wygłaszała przemówienie przez jakieś 35 minut, ciągle paplając o tym samym czyli: zdobywajcie dobre oceny, bierzecie udział w konkursach, nie możecie przegapić żadnych zawodów, bierzcie udział w zajęciach pozalekcyjnych itp. Oczywiście nie obyło się bez głośnych wiwatów i klasków, które były szczere i niewymuszane przez wgapiających się w nas nauczycieli. Następnie nauczycielki zaczęły wołać do siebie uczniów. Okazało się, że ja i Isabella będziemy razem w klasie. To chyba jedna z najlepszych rzeczy jakie usłyszałam, odkąd tu przyjechałam. Gdy nasza wychowawczyni zaprowadziła nas do klasy zaczęła wykład na temat dobrego zachowania i udzieliła informacji na temat zajęć dodatkowych. Na koniec zapisała na tablicy plan zajęć na najbliższy tydzień, aż do piątku i kazała nam go przepisać. Potem mogliśmy sobie iść każdy w swoją stronę lub zapisać się na zajęcia dodatkowe u nauczycieli. Szczerze mówiąc nic mnie nie zainteresowało, więc poszłam za tłumem w stronę wyjścia. Zatrzymałam się dopiero koło ławki stojącej niedaleko parkingu. Nie wiedząc co ze sobą zrobić usiadłam na niej. No to mamy problem. Nie miałam zamiaru dzwonić do rodziców, bo i tak mają mnóstwo pracy i nie chciałam im zawracać głowy. Poza nimi jedynymi osobami jakie ,,znałam'' byli Isabella i Ashton. Tyle, że Nisis nie wracała do domu sama, tylko jechała do jakiegoś sklepu, a Ashtona raczej nie poproszę żeby mnie podwiózł, bo wbrew pozorom nie jestem zdesperowaną nastolatką poszukujących pomocy u każdego. Nie żebym coś do niego miała, ale w tej sytuacji, nie wiem czy można w ogóle nazwać naszą relację ,,znamy się'', bo zamieniliśmy ze sobą raptem ile? 4-5 zdań? Według mnie to za mało, żeby prosić kogoś o podwiezienie do domu. Wiem, że pewnie przesadzam, ale co mi tam. Z nudów zaczęłam przeglądać plan zajęć. Nudy, nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Mimo, iż lubię się uczyć ( tak, da się! ) to lekcje od wtorku do piątku w godzinach 8:00 do 15;25 mi się nie uśmiechały. A nie! Przepraszam! W środę, czyli pojutrze, mam lekcje od 8:55 do 15:25. Dobra, zwracam honor.
- Hej co ty tu robisz? - gwałtownie się odwróciłam słysząc dziwnie znajomy mi głos. Zgadnijcie kogo zobaczyłam. Oczywiście Ashtona! Faceta, którego szukałam wzrokiem przez cały początek roku szkolnego. Cóż za zbieg okoliczności, nieprawdaż? Zastanawia mnie to, jakim cudem ten koleś pojawia się zawsze kiedy go potrzebuję. No dobra, może nie ,,zawsze'' bo to dopiero drugi raz, ale do zakończenia roku jeszcze daleko. Przerywając moje rozmyślania postanowiłam mu odpowiedzieć.
- Siedzie na ławce? - zabrzmiało to bardziej jakbym się go o to pytała, a on jak widać to zauważył.
- Pytasz się mnie o to, czy stwierdzasz - zapytał z tym swoim uśmieszkiem. No dobra. Gdyby nie to, że miał racje pewnie bym się na niego wkurzyła.
- Oznajmiam wszem i wobec. A ty co tutaj robisz? - niech nie będzie takim cwaniakiem. Ja też mam swoje asy w rękawie i coś mi mówi, że zaraz ich użyje.
- Oznajmiam wszem i wobec, że stoję koło pięknej niewiasty - powiedział, po części mnie cytując. A więc teraz bawimy się w Szekspira, tak? Niech ci będzie.
- Ach więc niech wielmożny pan będzie łaskaw wyjaśnić piękniej niewiaście, czemu zakłóca jej spokój - Ha! Teraz to mu szczena opadła. Jednak przydało się czytanie poezji w 6 klasie podstawówki. Widząc jego zdezorientowaną minę, prawie udusiłam się ze śmiechu. Chyba skończyły mu się teksty szekspirowskie.
- Wielmożny pan chciał sprawdzić, czy pięknej białogłowej nic się nie jest i czy nie napadnie jej Robin Hood - odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem. Kurde! Dobry jest, trzeba mu to przyznać. Już pomińmy fakt, iż takie teksty można często i gęsto poznajdywać w necie. Nie chcąc dać mu satysfakcji wypaliłam tekst na który po prostu nie miał prawa odpowiedzieć.
- Och Pietrucho nie masz o co się martwić. Możesz być pewny, że ta niewiasta czuje się wspaniale, a z Robin Hoodem idzie dzisiaj na kolacje - odpowiedziałam, a widząc jego minę po prostu musiałam się roześmiać. Po chwili ona zaczął się śmiać razem ze mną.
- Trzeba ci przyznać, że niezła jesteś w te klocki - powiedział Ashton, gdy się trochę opanowaliśmy.
- No a co myślałeś? To, że potrafię zgubić się w szkole wcale nie oznacza, że jestem dziewczyną, która nie czyta książek! - powiedziałam. On w odpowiedzi prychnął.
- Oczywiście, że nie! Jesteś po prostu dziewczyną, która jest mną zauroczona i szuka mnie po całej sali W-F'owej - powiedział, a spojrzałam na niego zszokowana. Skąd on to wiedział?! Chłopak widząc moją minę parsknął śmiechem.
- Siedziałem kawałek za tobą, a z racji, że znasz tylko mnie i nauczycielki to raczej nie trudno się domyślić, kto jest ciekawszym obiektem do oglądania - powiedział, a ja przewróciłam oczami. No tak, facet zawsze pozostanie facetem. Postanowiłam dopiec mu, jednocześnie odpowiadając na jego wypowiedź.
- Oczywiście, że masz racje - powiedziałam ze ,,słodkim'' uśmiechem i widząc jego zdziwiona minę kontynuowałam - przecież to jasne, że nasze nauczycielki są takie przepiękne i mają figury jak modelki! A do tego należy dodać fakt, iż niektórzy nauczyciele chyba pakują na siłowni - widząc jego skonsternowaną minę parsknęłam śmiechem. Znowu. On tylko westchnął.
- Dobra. Nie poddasz się. Okey, rozumiem. Powiesz mi teraz dlaczego tu siedzisz i się nudzisz zamiast wrócić do domu? - zapytał już na poważnie, a ja zaczęłam bić się z myślami. Powiedzieć mu czy nie powiedzieć? Przypomniała mi się jedna scena ze Shreka, gdy Fiona zastanawiała się czy powiedzieć Shrek;owi prawdę. No cóż. Skoro ona zdecydowała się mu powiedzieć, to ja też będę odważna.
- Niedawno się tu przeprowadziłam, w sensie do Sydney i nie znam okolicy - powiedziałam, a on spojrzał na mnie z nie zrozumieniem wypisanym na twarzy.
- Więc jak trafiłaś do szkoły? - zapytał, a ja westchnęłam.
- Przywiozła mnie mama, bo dzisiaj udało jej się pojechać na późniejszą godzinę - Kurde! Jak tak dalej pójdzie to opowiem mu całą historie mojego życia!
- Czyli w skrócie: twoja mama cię przywiozła, a nie może cię odwieźć, bo jest w pracy. Ty z kolei nie znasz okolicy, bo jesteś tu od niedawna. A w takim razie, ja Ashton Irwin czuje się zobowiązany pomóc nowej koleżance dostać do domu - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a strzeliłam face palma w myślach.
- Ashton, posłucham. Nie żeby coś, ale ja cię praktycznie nie znam. Skąd mogę wiedzieć czy nie jesteś nie wiem, na przykład jakimś psychopatą szukającym nowej ofiary? - zapytałam. Byłam pewna, że go tym obrażę, dlatego zaraz po tym jak te słowa wyleciały z moich ust, zakryłam jego ręką. On jednak wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się i wyciągnął tefelon, po czym zaczął w nim grzebać.
- Em, czy mogę wiedzieć co ty robisz? - zapytałam widząc jak naciska zieloną słuchawkę i do kogoś dzwoni.
- Poczekaj chwilę - to jedyne co powiedział zanim przełączył telefon na głośnik. Po trzech sygnałach odezwał się głos jakiegoś chłopaka.
- Hej Ash. Coś się stało? - zapytał, a ja musiałam przyznać, że ten chłopak miał bardzo przyjemny głos. W sensie bardzo miło się go słuchało. Irwin ( bo z jego wcześniejszej wypowiedzi wywnioskowałam, że tak ma na nazwisko) pochylił się lekko nad telefonem i zapytał:
- Stary, ile lat my się już namy?
- Em, nie wiem. Na pewno trochę już tego będzie, a co?
- Czy według ciebie jestem psychopatą szukającym potencjalnej ofiary w postaci dziewczyny z naszej szkoły? - zapytał, a ja zrobiłam wielkie oczy. Co ten pajac wyprawia?!
- Nie? - co prawda bardziej brzmiało to jak pytanie, ale Ashtonowi najwyraźniej to wystarczyło.
- Dzięki Luke. Może kiedyś wyjaśnię ci o co chodzi, ale teraz muszę kończyć, pa - i się rozłączył, a ja stałam zszokowana przed nim i usiłowałam przemyśleć wszystko na spokojnie. Jednak zanim zdążyłam to zrobić chłopak się odezwał:
- Czy to ci wystarczy, czy mam ci podać numer PESEL, metryczkę urodzenia, czy co tam jeszcze by sobie panienka życzyła - nie byłam pewna,czy było to stwierdzenie , czy raczej pytanie. On jednak nic sobie z tego, że mu nie odpowiedziałam, tylko złapał mnie za nadgarstek i zaprowadził w kierunku samochodu, który jak mniemam, był jego. Jak dżentelmen otworzył mi drzwi, a ja po chwili wahania wsiadłam do pojazdu. Zapytał się gdzie mieszkał, a ja podałam mu ulicę i zapięłam pasy. Gdy włączył silnik, w radiu leciała akurat piosenka Imagine Dragons - Radioactive. Bardzo lubiłam tą piosenkę i jak się potem okazało Ashton też, bo po chwili w samochodzie było słychać głównie nasze głosy, próbujące naśladować głos Dana Reynolds'a. Wokalisty, tego właśnie zespołu. Mi szło to raczej marnie, ale musiałam przyznać, że Irwinowi śpiewanie szło świetnie. Chyba w życiu nie poznałam chłopaka, który by tak śpiewał. Gdy piosenka się skończyła, zaczęłam bić mu brawa, a on się roześmiał. Reszta drogi do mojego domu minęła nam w takiej właśnie atmosferze co mnie bardzo ucieszyło. Gdy dojechaliśmy pod mój dom podziękowałam Ashtonowi i ruszyłam w stronę drzwi. Okazało się, że Irwin i tak musiał musiał jechać dalej, więc moje wyrzuty sumienia, że musiał mnie podwozić nie były, aż tak wielkie. Gdy przekroczyłam próg mieszkania, od razu skierowałam się do mojego pokoju. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było podejście do szafy i wybranie ubrań na zmianę. Następnie poszłam do łazienki, gdzie myłam makijaż i się przebrałam. Ostatnią rzeczą, jaką zrobiłam, było związanie włosów w wysokiego kitka. Gdy już to uczyniłam wyszłam z pomieszczenia. Schowałam, przed chwilą zdjęte rzeczy do szafy, a następnie skierowałam się do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Jednak w połowie drogi zrezygnowałam z tego pomysłu na rzecz oglądania telewizji. Włączyłam pierwszy lepszy program muzyczny. Leciała akurat jedna z moich ulubionych piosenek Ellie Goulding - Love Me Like You Do. Po chwili do głowy wpadł mi pewien pomysł. Po takim poranku pełnym wrażeń należałoby się odprężyć. Z tą myślą pobiegłam do mojego pokoju po komputer i kabel. Pomońmy fakt, że zanim dokopałam się do tego ( głupiego ) kabla, zdążyłam przynieść do salonu trzy inne. W każdym razie, w końcu udało mi się podłączyć komputer pod telewizor. Szybko znalazłam moją Playlistę z piosenkami do tańca. Dzisiaj miałam ochotę na Dj got us falling in love - Ushera i Pitbulla. Włączyłam piosenkę i zaczęłam tańczyć. To był taki mój mały sekrecik. Uwielbiałam tańczyć od kiedy tylko pamiętam. Jednak wiedziały o tym tylko moje 3 koleżanki z podstawówki. Moi rodzice o tym nie wiedzą. Co prawda, pytałam się czasami mamy czy pojedzie ze mną na jakieś zawody, ale ona nie widziała w tym sensu, dlatego przestałam ją do tego nakłaniać. No bo, po co? Moja matka potrafi być bardziej upierdliwa i uparta od samego Lucyfera, więc wolałam odpuścić. W każdym razie, według moich koleżanek byłam niezła i to mi wystarczy. Dlaczego byłam, a nie jestem? Od końca 6 klasy nikt oprócz mnie nie widział jak tańczę. Po prostu się wstydziłam. Wbrew pozorom nie jestem superpewną siebie dziewczyną, ale dzięki tańcu czuje, że jestem kimś więcej niż nastolatką z kompleksami. Dzięki niemu mogę być kim chce, i za to go kocham.
- Hej co ty tu robisz? - gwałtownie się odwróciłam słysząc dziwnie znajomy mi głos. Zgadnijcie kogo zobaczyłam. Oczywiście Ashtona! Faceta, którego szukałam wzrokiem przez cały początek roku szkolnego. Cóż za zbieg okoliczności, nieprawdaż? Zastanawia mnie to, jakim cudem ten koleś pojawia się zawsze kiedy go potrzebuję. No dobra, może nie ,,zawsze'' bo to dopiero drugi raz, ale do zakończenia roku jeszcze daleko. Przerywając moje rozmyślania postanowiłam mu odpowiedzieć.
- Siedzie na ławce? - zabrzmiało to bardziej jakbym się go o to pytała, a on jak widać to zauważył.
- Pytasz się mnie o to, czy stwierdzasz - zapytał z tym swoim uśmieszkiem. No dobra. Gdyby nie to, że miał racje pewnie bym się na niego wkurzyła.
- Oznajmiam wszem i wobec. A ty co tutaj robisz? - niech nie będzie takim cwaniakiem. Ja też mam swoje asy w rękawie i coś mi mówi, że zaraz ich użyje.
- Oznajmiam wszem i wobec, że stoję koło pięknej niewiasty - powiedział, po części mnie cytując. A więc teraz bawimy się w Szekspira, tak? Niech ci będzie.
- Ach więc niech wielmożny pan będzie łaskaw wyjaśnić piękniej niewiaście, czemu zakłóca jej spokój - Ha! Teraz to mu szczena opadła. Jednak przydało się czytanie poezji w 6 klasie podstawówki. Widząc jego zdezorientowaną minę, prawie udusiłam się ze śmiechu. Chyba skończyły mu się teksty szekspirowskie.
- Wielmożny pan chciał sprawdzić, czy pięknej białogłowej nic się nie jest i czy nie napadnie jej Robin Hood - odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem. Kurde! Dobry jest, trzeba mu to przyznać. Już pomińmy fakt, iż takie teksty można często i gęsto poznajdywać w necie. Nie chcąc dać mu satysfakcji wypaliłam tekst na który po prostu nie miał prawa odpowiedzieć.
- Och Pietrucho nie masz o co się martwić. Możesz być pewny, że ta niewiasta czuje się wspaniale, a z Robin Hoodem idzie dzisiaj na kolacje - odpowiedziałam, a widząc jego minę po prostu musiałam się roześmiać. Po chwili ona zaczął się śmiać razem ze mną.
- Trzeba ci przyznać, że niezła jesteś w te klocki - powiedział Ashton, gdy się trochę opanowaliśmy.
- No a co myślałeś? To, że potrafię zgubić się w szkole wcale nie oznacza, że jestem dziewczyną, która nie czyta książek! - powiedziałam. On w odpowiedzi prychnął.
- Oczywiście, że nie! Jesteś po prostu dziewczyną, która jest mną zauroczona i szuka mnie po całej sali W-F'owej - powiedział, a spojrzałam na niego zszokowana. Skąd on to wiedział?! Chłopak widząc moją minę parsknął śmiechem.
- Siedziałem kawałek za tobą, a z racji, że znasz tylko mnie i nauczycielki to raczej nie trudno się domyślić, kto jest ciekawszym obiektem do oglądania - powiedział, a ja przewróciłam oczami. No tak, facet zawsze pozostanie facetem. Postanowiłam dopiec mu, jednocześnie odpowiadając na jego wypowiedź.
- Oczywiście, że masz racje - powiedziałam ze ,,słodkim'' uśmiechem i widząc jego zdziwiona minę kontynuowałam - przecież to jasne, że nasze nauczycielki są takie przepiękne i mają figury jak modelki! A do tego należy dodać fakt, iż niektórzy nauczyciele chyba pakują na siłowni - widząc jego skonsternowaną minę parsknęłam śmiechem. Znowu. On tylko westchnął.
- Dobra. Nie poddasz się. Okey, rozumiem. Powiesz mi teraz dlaczego tu siedzisz i się nudzisz zamiast wrócić do domu? - zapytał już na poważnie, a ja zaczęłam bić się z myślami. Powiedzieć mu czy nie powiedzieć? Przypomniała mi się jedna scena ze Shreka, gdy Fiona zastanawiała się czy powiedzieć Shrek;owi prawdę. No cóż. Skoro ona zdecydowała się mu powiedzieć, to ja też będę odważna.
- Niedawno się tu przeprowadziłam, w sensie do Sydney i nie znam okolicy - powiedziałam, a on spojrzał na mnie z nie zrozumieniem wypisanym na twarzy.
- Więc jak trafiłaś do szkoły? - zapytał, a ja westchnęłam.
- Przywiozła mnie mama, bo dzisiaj udało jej się pojechać na późniejszą godzinę - Kurde! Jak tak dalej pójdzie to opowiem mu całą historie mojego życia!
- Czyli w skrócie: twoja mama cię przywiozła, a nie może cię odwieźć, bo jest w pracy. Ty z kolei nie znasz okolicy, bo jesteś tu od niedawna. A w takim razie, ja Ashton Irwin czuje się zobowiązany pomóc nowej koleżance dostać do domu - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a strzeliłam face palma w myślach.
- Ashton, posłucham. Nie żeby coś, ale ja cię praktycznie nie znam. Skąd mogę wiedzieć czy nie jesteś nie wiem, na przykład jakimś psychopatą szukającym nowej ofiary? - zapytałam. Byłam pewna, że go tym obrażę, dlatego zaraz po tym jak te słowa wyleciały z moich ust, zakryłam jego ręką. On jednak wręcz przeciwnie. Uśmiechnął się i wyciągnął tefelon, po czym zaczął w nim grzebać.
- Em, czy mogę wiedzieć co ty robisz? - zapytałam widząc jak naciska zieloną słuchawkę i do kogoś dzwoni.
- Poczekaj chwilę - to jedyne co powiedział zanim przełączył telefon na głośnik. Po trzech sygnałach odezwał się głos jakiegoś chłopaka.
- Hej Ash. Coś się stało? - zapytał, a ja musiałam przyznać, że ten chłopak miał bardzo przyjemny głos. W sensie bardzo miło się go słuchało. Irwin ( bo z jego wcześniejszej wypowiedzi wywnioskowałam, że tak ma na nazwisko) pochylił się lekko nad telefonem i zapytał:
- Stary, ile lat my się już namy?
- Em, nie wiem. Na pewno trochę już tego będzie, a co?
- Czy według ciebie jestem psychopatą szukającym potencjalnej ofiary w postaci dziewczyny z naszej szkoły? - zapytał, a ja zrobiłam wielkie oczy. Co ten pajac wyprawia?!
- Nie? - co prawda bardziej brzmiało to jak pytanie, ale Ashtonowi najwyraźniej to wystarczyło.
- Dzięki Luke. Może kiedyś wyjaśnię ci o co chodzi, ale teraz muszę kończyć, pa - i się rozłączył, a ja stałam zszokowana przed nim i usiłowałam przemyśleć wszystko na spokojnie. Jednak zanim zdążyłam to zrobić chłopak się odezwał:
- Czy to ci wystarczy, czy mam ci podać numer PESEL, metryczkę urodzenia, czy co tam jeszcze by sobie panienka życzyła - nie byłam pewna,czy było to stwierdzenie , czy raczej pytanie. On jednak nic sobie z tego, że mu nie odpowiedziałam, tylko złapał mnie za nadgarstek i zaprowadził w kierunku samochodu, który jak mniemam, był jego. Jak dżentelmen otworzył mi drzwi, a ja po chwili wahania wsiadłam do pojazdu. Zapytał się gdzie mieszkał, a ja podałam mu ulicę i zapięłam pasy. Gdy włączył silnik, w radiu leciała akurat piosenka Imagine Dragons - Radioactive. Bardzo lubiłam tą piosenkę i jak się potem okazało Ashton też, bo po chwili w samochodzie było słychać głównie nasze głosy, próbujące naśladować głos Dana Reynolds'a. Wokalisty, tego właśnie zespołu. Mi szło to raczej marnie, ale musiałam przyznać, że Irwinowi śpiewanie szło świetnie. Chyba w życiu nie poznałam chłopaka, który by tak śpiewał. Gdy piosenka się skończyła, zaczęłam bić mu brawa, a on się roześmiał. Reszta drogi do mojego domu minęła nam w takiej właśnie atmosferze co mnie bardzo ucieszyło. Gdy dojechaliśmy pod mój dom podziękowałam Ashtonowi i ruszyłam w stronę drzwi. Okazało się, że Irwin i tak musiał musiał jechać dalej, więc moje wyrzuty sumienia, że musiał mnie podwozić nie były, aż tak wielkie. Gdy przekroczyłam próg mieszkania, od razu skierowałam się do mojego pokoju. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było podejście do szafy i wybranie ubrań na zmianę. Następnie poszłam do łazienki, gdzie myłam makijaż i się przebrałam. Ostatnią rzeczą, jaką zrobiłam, było związanie włosów w wysokiego kitka. Gdy już to uczyniłam wyszłam z pomieszczenia. Schowałam, przed chwilą zdjęte rzeczy do szafy, a następnie skierowałam się do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Jednak w połowie drogi zrezygnowałam z tego pomysłu na rzecz oglądania telewizji. Włączyłam pierwszy lepszy program muzyczny. Leciała akurat jedna z moich ulubionych piosenek Ellie Goulding - Love Me Like You Do. Po chwili do głowy wpadł mi pewien pomysł. Po takim poranku pełnym wrażeń należałoby się odprężyć. Z tą myślą pobiegłam do mojego pokoju po komputer i kabel. Pomońmy fakt, że zanim dokopałam się do tego ( głupiego ) kabla, zdążyłam przynieść do salonu trzy inne. W każdym razie, w końcu udało mi się podłączyć komputer pod telewizor. Szybko znalazłam moją Playlistę z piosenkami do tańca. Dzisiaj miałam ochotę na Dj got us falling in love - Ushera i Pitbulla. Włączyłam piosenkę i zaczęłam tańczyć. To był taki mój mały sekrecik. Uwielbiałam tańczyć od kiedy tylko pamiętam. Jednak wiedziały o tym tylko moje 3 koleżanki z podstawówki. Moi rodzice o tym nie wiedzą. Co prawda, pytałam się czasami mamy czy pojedzie ze mną na jakieś zawody, ale ona nie widziała w tym sensu, dlatego przestałam ją do tego nakłaniać. No bo, po co? Moja matka potrafi być bardziej upierdliwa i uparta od samego Lucyfera, więc wolałam odpuścić. W każdym razie, według moich koleżanek byłam niezła i to mi wystarczy. Dlaczego byłam, a nie jestem? Od końca 6 klasy nikt oprócz mnie nie widział jak tańczę. Po prostu się wstydziłam. Wbrew pozorom nie jestem superpewną siebie dziewczyną, ale dzięki tańcu czuje, że jestem kimś więcej niż nastolatką z kompleksami. Dzięki niemu mogę być kim chce, i za to go kocham.
Tańczyłam około 2 godziny. Po tym czasie odpięłam komputer od telewizora i odłożyłam je na miejsca w moim pokoju. Następnie skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam prysznic. Gdy woda obmywała moje ciało zastanawiałam się nad wydarzeniami z dzisiejszego dnia. Poznałam super przystojnego faceta o nieziemskim głosie i strasznie pozytywną dziewczynę, która uwielbia rozmawiać o wszystkim i o niczym. O tak, ten zdecydowanie można zaliczyć do udanych.Z tą myślą wyszłam spod prysznica, szybko się wytarłam i ubrałam w zwykłe luźne dresy i czarną bokserkę. Do powrotu rodziców ( czyt. do godz. 19:00 ) siedziałam na internecie, przeczytałam 190 stron książki, siedziałam na internecie, zjadłam coś, siedziałam na internecie, oglądałam telewizję siedziałam na internecie. Plus przerwy na toaletę i jedzenie. Szczerze mówiąc nie rozumiem o co chodzi moim rodzicom, z tym że za dużo czasu spędzam na komputerze. W każdym razie, gdy moi rodzice wrócili do domu, zjedliśmy kolacje, oni opowiedzieli mi trochę o pracy, ja mniej więcej streściłam rozpoczęcie ( oczywiście pomijając Ashtona, bo matka by mnie chyba zabiła gdybym jej powiedziała, że wsiadłam do samochodu z chłopakiem, którego ona nie zna ), a na koniec każdy poszedł w swoją stronę. W moim przypadku, po wyjściu z kuchni przyszedł kierunek łazienka w której umyłam zęby i twarz, wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Gdy wróciłam do pokoju walnęłam się na łóżku i ustawiając wcześniej budzik na 6:00 oddałam się w objęcia Morfeusza.
Łał! Napisałam dwa dosyć długie rozdziały w 12 godzin. Mój nowy rekord. Notkę skończyłam pisać o równo 0:47 na komórce, bo dzięki Croudlus Tofi moja wena dostała kopa, więc ten post ogólnie powinien się pojawić około 1:00 ale:
Po pierwsze: chciałam go najpierw sprawdzić na komputerze, bo pisanie na komórce rozdziału okazuje problemem jedynie wtedy, kiedy chce się poprawiać błędy ortograficzne,
Po drugie: musiałam zlinkować parę rzeczy, a na telefonie się nie da.
Szczerze? Próbowałam z różnymi tematami, a dopiero z Dance is all my life czerpię frajdę. Plus fakt, że to pierwszy pisany przezemnie blog, który obiecuje sobie prowadzić do końca i wróżę mu jakąkolwiek przyszłość.
I cóż tu jeszcze powiedzieć?
Zapraszam do komentarzy. Na wszystkie chętnię odpowiem ;)
PS. Czy tylko mnie nazwisko Caluma kojarzy się z Robin Hoodem?