O ile ktokolwiek to jeszcze czyta to...
Przepraszam, że tyle to trwało. Okazało się, ze wakacje są bez internetu. W notce pod rozdziałem macie dwa spoilery. Jeden do rozdziału 24, a drugi do 25.
NIE ZABIJAJCIE MNIE. PROSZĘ!
,, I'm headin on a track
I'm turnin on back ''
Nie miałam pomysłu co dać w muzykę do rozdziału XD
W pierwszej
chwili nie mogłam wierzyć w to, co robię. Jednak powoli, wraz z każdym oddaniem
pocałunku, oswajałam się z tym uczuciem. Ostatni raz całowałam, a raczej byłam
całowana przez chłopaka…dość dawno temu. Luke oddawał pocałunki delikatnie,
jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Było to swego rodzaju słodkie, ale też
krępujące. Kiedy w mojej głowie pojawił się pomysł z pocałunkiem miałam
nadzieję, ze to on będzie prowadził. Chyba jednak się przeliczyłam. Po chwili
odsunęliśmy się od siebie, a Hemmings przyglądał mi się w zamyśleniu. Ja za to
się zarumieniłam i spuściłam głowę w dół. Po jakimś czasie chłopak odchrząknął,
a ja podniosłam na niego wzrok. Chyba chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziło
mu pukanie do drzwi. Zezwalam się z kanapy jak poparzona i pomknęłam do
wejścia. Uchyliłam drewnianą powłokę i uśmiechnęłam się na widok Jack’a.
- Hej! –
przytuliłam go na przywitanie i wpuściłam do środka – Idź do salonu, a ja pójdę
po popcorn. Może coś obejrzymy – zaproponowałam, a on skinął głową i ruszył w
kierunku pomieszczenia, w którym znajdował się Luke. Chwila! Nie! Luke + Jack =
…nawet nie chcę o tym myśleć. Przecież on jest cholernie zazdrosny! Ugh! Ja to
mam pomysły! Zrezygnowana ruszyłam zrobić coś do jedzenia i modliłam się w duchu,
aby chłopcy się nie pozabijali. Starałam się spieszyć, gdy wyjmowałam paczki z
popcornem z szafki i wkładałam je do mikrofali. Zniecierpliwiona stukałam
palcami o blat i starałam się wyłapać jakikolwiek dźwięk świadczący o kłótni
lub czymś tego typu. Miałam ochotę skakać ze szczęścia, kiedy wszystko było
gotowe. Złapałam miski w dłonie i ruszyłam w stronę z salonu. Gdy przekroczyłam
jego próg chłopcy nagle przestali rozmawiać, a ja zmarszczyłam brwi. Powolnym i
ostrożnym krokiem podeszłam do stolika, aby postawić na stoliku wszystkie
przygotowane rzeczy. Wyglądało to trochę jak w jakimś filmie, ale nie zwracałam
na to uwagi. Usiadłam na fotelu i przyjrzałam się im uważnie.
- Coś mnie
ominęło? – zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie, a
czemu? – zapytał Jack niewinnym tonem, a ja przekręciłam oczami.
- No
cóż…zazwyczaj, kiedy osoba wchodzi do pomieszczenia reszta nie
milknie w tak natychmiastowym tempie. Z tego co wiem, zostaje wprowadzona do
rozmowy – powiedziałam.
- Dziękujemy
za lekcję dobrego wychowania, pani – prychnął Pieterson, a ja westchnęłam. Za
jakie grzechy?
- Oj tam, oj
tam. Miałaś rację, ale to…męskie sprawy – zwrócił się do mnie Luke. Przynajmniej
jeden normalny.
- Dziękuję za
informację, wielmożny panie – ukłoniłam się na krześle, a oni się zaśmiali.
Nie, poprawka: Jack się zaśmiał, a Luke zachichotał.
- To jaki
film oglądamy? – zapytał Hemmings, a ja miałam ochotę westchnąć. Zachowywał się
tak, jakby nic się nie stało. Jakbyśmy się nie pocałowali. Jakby nic do mnie
nie czuł. A może się pomyliłam? Może nie miałam racji?
- Może epoka
lodowcowa? Zrobimy mini maraton? – zaproponowałam, a oni się zgodzili. Pomogli
mi wszystko ustawić i po chwili usiedliśmy razem na kanapie. Oczywiście około w
połowie filmu zaczęli się nudzić i gadać o jakiś zawodnikach MMA. Szczerze?
Spodziewałam się po Lukey’u wszystkiego, ale nie tego, że interesuje się
boksem. Mnie oczywiście ta rozmowa niezbyt zainteresowała, więc próbowałam się
skupić na akcji w telewizji. Udawało mi się to do czasu, gdy Luke zaczął smyrać
nosem po moim ramieniu. Automatycznie spięłam się na ten gest, a on się
zaśmiał.
- Spokojnie,
Jack wyszedł do łazienki – mruknął. Kiedy on się zrobił taki śmiały? Jeszcze
wczoraj by się tak nie zachował. Czy na pewno dobrze zrobiłam całując go? Po chwili
moje wątpliwości zostały rozwiane, bo Hemmings złączył nasze usta w delikatnym
pocałunku. Na początek chciałam go odepchnąć, ale zmiękłam, gdy jedną dłonią
delikatnie złapał mnie za policzek, a drugą objął w talii. Oddałam pocałunek,
co go chyba trochę zdziwiło, bo na chwile przestał cokolwiek robić, ale szybko
odzyskał rezon. Nie wiem ile to trwało. Całkowicie zatraciliśmy się w
pocałunku. Przerwało nam chrząknięcie. Momentalnie oderwaliśmy się od siebie i
usiedliśmy po dwóch różnych stronach kanapy. W progu salonu stal rozbawiony
Jack z telefonem w ręku.
- Czyżbym wam
w czymś przeszkodził? Jak coś to mogę iść. Dla mnie to nie problem. Może
powinienem…-zaczął, ale mu przerwałam:
- Zamknij się
– a żeby podkreślić moje słowa rzuciłam w niego poduszką. Oczywiście jako
znakomity tancerz zdołałby się wywinąć prostym skokiem, ale oczywiście lubił
się popisywać i zrobił salto w tył, na którego widok Hemmings wytrzeszczył
wzrok.
- J-jak ty to
zrobiłeś? – zapytał oniemiały, a ja prychnęłam.
- To łatwizna
– na moje słowa spojrzał na mnie z mieszanką niezrozumienia i zaskoczenia.
- Potrafisz
tak? – Pieterson mnie ubiegł zanim zdążyłam mu odpowiedzieć:
- To i
jeszcze kilka innych. Jest o wiele lepsza ode mnie. Dziewczyny są zwinniejsze
przez mniejszą masę – prychnęłam, a on przewrócił oczami – i wagę. Ich kości
też są bardziej gibkie – zakończył, a Luke zagwizdał.
- Pokażesz
coś? – poprosił, a ja westchnęłam.
- To nie
najlepszy pomysł. Uwierz. To dosyć długa historia – dodałam, gdy zobaczyłam, że
chce o cos spytać. Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na mojego przyjaciela. On
tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Wciąż ci
nie przeszło? – jego głos był zmartwiony, a ja nie miałam ochoty go słuchać.
Nie znosiłam, gdy był smutny.
- O co
chodzi? Co jej nie przeszło?
- Wiecie…ja
lepiej już pójdę – Pieterson podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło –
trzymaj się mała i zaufaj – wyszeptał i wyszedł. Westchnęłam i spojrzałam na
Lucasa. Bez słowa się do niego przytuliłam, a po moich policzkach popłynęły
łzy. Chłopak to zauważył i przyciągnął mnie na swoje kolana. Objął mnie
ramionami i pocałował we włosy.
- Ej, mała.
Spokojnie. Co się stało? – szeptał do mojego ucha, a mnie chcą nie chcąc, za
każdym razem przechodziły dreszcze.
- Po
pierwsze: mała, to jest twoja pała, a po drugie: ostrzegam, to dosyć długa
historia – odpowiedziałam łamiącym się głosem, a on się cicho zaśmiał.
- Jeżeli
jesteś gotowa, to chętnie jej posłucham – odetchnęłam głęboko.
- No dobra.
Powinieneś wiedzieć, że tańczę nie od dziś, jednak miałam długą przerwę. Nie
bez powodu. Tańczyłam od dziecka. W przedszkolu chodziłam na lekcje, które
chciałam kontynuować dalej. Jednak rodzice przestawali zapisywać mnie na
zajęcia, bo…można powiedzieć, że to nie był mój poziom. Ćwiczyłam w domu, na
dyskotekach szkolnych i czasami na dworze. Mówili, że byłam dobra. Czasami, że
najlepsza w szkole. W drugiej klasie razem z Jack’iem zaczęliśmy brać udział w
zawodach. Wygrywaliśmy. Zawsze. Na przełomie trzeciej i czwartej klasy
dołączyliśmy do grupy. Wygraliśmy mistrzostwa Europy. Jednak…w szóstej klasie
to się zmieniło. Kariera nabierała tempa, a my odnosiliśmy coraz większe
sukcesy. Mieliśmy wielkie szanse na wygranie mistrzostw świata, ale…No właśnie.
Kiedyś podczas ćwiczeń postanowiliśmy dodać Street Dance* do układu. To był
błąd. I to duży błąd. Podczas skoku upadłam na nogę. Byłam przerażona. Nie
mogłam wstać, a chwilę potem zemdlałam z bólu. Obudziłam się w szpitalu.
Okazało się, że miałam rozerwane wiązadła w kolanie, zwichnęłam ścięgno
Achillesa i miałam wstrząs mózgu. Przeszłam operacje przeszczepu wiązadeł z uda
do kolana. Przechodziłam szereg rehabilitacji. Lekarze mówili, że już wszystko
w porządku i mogę spokojnie wrócić do tańca, ale…bałam się. Po prostu się
bałam. Do niedawna w ogóle nie tańczyłam. Dopiero jakieś dwa tygodnie przed
wyjazdem tutaj wróciłam do tańca. Dowiedziałam się o przeprowadzce i byłam
wściekła, bo nie uzgodnili tego ze mną. Jednak, wyszło mi to na dobre. Wróciłam
do tańca, ale rodzice wciąż nie widzieli jak tańczę. Ba! Nie wiem czy w ogóle wiedzieli
o tych wszystkich konkursach. Zawsze byli w pracy. Nigdy nie mieli dla mnie
czasu – na końcu całkowicie się rozpłakałam. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale
usłyszeliśmy otwierane drzwi.
- Lilianno?
Jesteś tutaj? – odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam głos mojej mamy.
- Lil…-
przerwała, kiedy spojrzała do salonu. Luke chciał się ode mnie odsunąć, ale ja
mocniej go objęłam dając mu znak, że ma się nie ruszać. Chyba mu się to
spodobało, bo się uśmiechnął. Miałam w nosie co pomyśli moja rodzicielka. Może
w końcu się mną zainteresuje.
- To ja może
już pójdę – zasugerował Hemmings, a ja westchnęłam i się odsunęłam. Naprawdę
dobrze się przy nim czułam i mimo, że wstydziłam się tej myśli, to chciałabym
zostać w jego ramionach na zawsze. Wstałam razem z nim i spojrzałam na moją
mamę.
- Dzień dobry
pani Whiskins – przywitał się, a ona skinęła głową.
- Poczekam w
twoim pokoju – poinformowała mnie i skierowała się w jego kierunku. My za to
poszliśmy w stronę drzwi. Chłopak zaczął ubierać kurtkę, a ja przyłapałam się
na gapieniu się na niego. Co się ze mną dzieje do cholery?!
- Szkoda, że
tak to się skończyło – powiedział, a ja mimowolnie skinęłam głową.
- Czyli…widzimy
się w szkole? – zapytałam, a on prychnął.
- Zapomnij.
Jesteś osłabiona i w szoku. Nie puszczę cię. Będę cię pilnował i jeśli będzie
trzeba, to poproszę o pomoc moją mamę. A co do twojej historii…wrócimy do tego
– chciałam mu powiedzieć, że może pomarzyć i idę do szkoły, ale mnie pocałował.
Instynktownie zarzuciłam mu ręce na kark, a on mruknął z aprobatą. Objął mnie rękoma
w talii i przyciągnął do siebie.
- Dwie
sprawy. Po pierwsze: nie dyskutuj, bo nie żartuje. Po drugie: mam nadzieję, że
od dziś będziemy się tak zawsze żegnać – zakończył z łobuzerskim uśmiechem, a
ja się zarumieniłam.
- Do jutra
Lily – cmoknął mnie w czoło i wyszedł.
- Pa Luke –
szepnęłam, choć on już tego nie usłyszał. Westchnęłam, obróciłam się o 180
stopni i spojrzałam na schody. Czas na rozmowę z mamą. Zaczęłam powoli wchodzić
na górę, a gdy stanęłam przed drzwiami pokoju wzięłam trzy głębokie wdechy.
Delikatnie otworzyłam drzwi. Moja rodzicielka akurat oglądała jeden z medali,
które leżały na biurku. Skąd one się tam wzięły?
- Nie
wiedziałam, że zdobyłaś ich aż tyle – szepnęła.
- O wielu
rzeczach nie wiesz – powiedziałam głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Teraz
ma ochotę się mną zajmować? Po tych wszystkich latach? Dobre żarty!
- Czy ty i
Luke…jesteście razem? – zapytała w końcu patrząc na mnie. Momentalnie
znieruchomiałam, bo w jej oczach widziałam wielkie poczucie winy i łzy.
- My…nie…znaczy…Ugh!
To skomplikowane – jęknęłam, a ona się lekko uśmiechnęła, ale nagle
spoważniała.
- Kochanie,
znaczy…- westchnęła – nawet nie wiem jak cię nazywać. Przez tyle lat…osiągnęłaś
mnóstwo różnych niesamowitych rzeczy, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Kiedy ty
leżałaś w szpitalu, my z tatą byliśmy poza krajem. Mieliśmy do ciebie
pretensje, gdy dostawałaś trójki i czwórki, podczas gdy ty wygrywałaś
mistrzostwa kraju i Europy. Nawet nie wiedziałam, że masz szansę na taką
karierę i szczęście! Od małego nie dawaliśmy ci stabilizacji i spokoju, którego
tak potrzebowałaś. Nie poświęcaliśmy ci w ogóle czasu. Ba! Można powiedzieć, że
cię ignorowaliśmy. Nie przychodziliśmy na przedstawienia szkolne. Naprawdę nie
pamiętam, kiedy ostatnio byłyśmy razem na zakupach. Byłam tak zapatrzona w
James’a, że nie zauważyłam, że podoba ci się ktoś innym. Kiedy ty cierpiałaś i
go nienawidziłaś, ja miałam nadzieję na to, ze wrócicie do siebie. Kiedy
dowiedziałam się o przeprowadzce obiecałam sobie, ze zacznę być dobrą matką.
Postanowiłam, że zaczniemy spędzać razem więcej czasu. Udało się, ale wszystko
przepadło, gdy byłyśmy tu na miejscu. Ja naprawdę…przepraszam – wtedy stało się
coś, czego się nie spodziewałam. Rozpłakała się. Mimo wszystko podeszłam do
niej i ja przytuliłam – naprawdę przepraszam. Nawet teraz, gdy dzieje się…to
wszystko…- zacięła się, ale po chwili kontynuowała – Próbowałam to załatwić,
ale jutro muszę iść do pracy. Musze zostawić cię sama – dalej płakała, a ja
zaczęłam głaskać ją po plecach.
- Spokojnie
mamo. Luke powiedział, że mnie przypilnuje i zatrzyma jutro w domu. Nie martw
się. Coś wymyślę i…- zanim zdążyłam cokolwiek dopowiedzieć, przerwała mi:
- Zostaniecie
w domu. Nie puszcze cię. Dowiedziałam się o wszystkim. Zarówno o badaniach, jak
i osłabieniu. A tak poza tym to…shippuje was, bo tak to się teraz mówi, prawda?
– zapytała, śmiejąc się przez łzy, a ja strzeliłam facepalm’a.
- Mamo…-
jęknęłam.
- No dobrze,
a teraz tak: choćby nie wiadomo co się stało, musimy ułożyć wszystko jakoś w
salonie. Chyba zamówię jakąś półkę i…- tym razem to ja jej przerwałam.
- Mamo…to nie
jest najlepszy pomysł.
- Niby
dlaczego? Skarbie, wiem, że się boisz, ale sądzę, że powinnaś znów zacząć
tańczyć. I sądzę, że Lucas by się ze mną zgodził – na te słowa się
zarumieniłam.
- No dobrze,
ale pomagam ci wybierać! – zaznaczyłam ignorując druga część jej wypowiedzi.
Uśmiechnęła się i klasnęła w dłonie. Przeszłyśmy do pokoju moich rodziców i
zaczęłyśmy przeglądać różne szafki, komody, stoliki i inne meble tego typu, aby
wybrać jakiś pasujący do naszego salonu.
Może to głupie, ale czułam, ze odzyskałam matkę.
*Nie jestem pewna jak powinnam to napisać, bo Street Dance znaczy po angielsku po prostu Taniec Uliczny
OMG! To już 23! Nie mogę uwierzyć! Chyba zaraz się popłacze. Po raz pierwszy doszłam do tak dalekiego rozdziału.
OMG! To już 23! Nie mogę uwierzyć! Chyba zaraz się popłacze. Po raz pierwszy doszłam do tak dalekiego rozdziału.
Zanim mnie zabijecie:
Zapraszam was na Out Of My Limit. Na razie tylko wattpad, ale gdy uporządkuje sprawy z gimnazjum itp. postaram się zrobić wersję na bloggera :)
Lecą spoilery!
Rozdział 24:
,,- Hejka
kucyki – usłyszałam głos Michael’a, więc odwróciłam się za siebie. To co
zobaczyłam…to powinno być ocenzurowane na +18''
Rozdział 25:
,, - Udowodnij - powiedział do Hemmingsa z cwanym uśmiechem. Patrzyłam na niego z niezrozumieniem, a po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za biodra, obraca o 180 stopni i całuje mocno i namiętnie w usta''
Tsia...Zabijecie mnie.